Księdza pasją jest filozofa. Czy ona w jakiś sposób pomaga w życiu i kapłaństwie?
Oczywiście! Z prostego względu: każdy z nas jest filozofem, chociaż nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy. Wystarczy popatrzeć na pytania które sobie zadajemy, nagle się okazuje, że to są pytania typowo filozoficzne. Podstawowe pytanie dziecka to pytanie „Co to jest?” – pytanie o istotę rzeczy które ujawniają się w akcie poznawczym. Dziecko jest największym filozofem. Kiedy pytamy o sens życia, wtedy nie pytamy o to czy dziś na obiad mamy zjeść kalarepę czy kalafior tylko o to, co jest moim szczęściem. A co to jest szczęście?
Szczęściem mogą być pieniądze, jakieś dobra materialne. Szczęściem może być przyjaźń. Ale zawsze kiedy zdobywamy to czego chcemy, okazuje się, że to wciąż za mało. Więc czym jest pełnia szczęścia? To są właśnie pytania filozoficzne, każdy z nas jest filozofem. Z tego względu poznanie rzeczywistości, tego co nas otacza, w podstawowych aspektach, okazuje się być bardzo pomocne w życiu. Gdybyśmy wzięli pod uwagę różnego rodzaju nauki, którymi się zajmujemy, czy to nauki przyrodnicze, czy formalne, to zauważylibyśmy, że bez zagadnień filozoficznych, one nie mogłyby istnieć. W gruncie rzeczy, jesteśmy filozofami od urodzenia, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Np. to powiedzenie, które powtarzamy: „Jedna jaskółka wiosny nie czyni” – pochodzi z metafizyki Arystotelesa. Jeżeli chodzi o kwestie wiary, to filozofia stanowi bardzo dobre narzędzie, z tego względu, że w gruncie rzeczy, przeżycie wiary może być często czymś niewerbalnym. Potrzebujemy jakichś słów, żeby opowiedzieć o tym co w nas się dokonuje. Ażeby użyć słów, trzeba poznać sens pojęć. A czym są pojęcia? Nawet biorąc pod uwagę proste sprawy: nikt z nas Pana Boga nie widział, a skąd wiemy, że taki ktoś jak Bóg istnieje? Jeśli przyjmiemy tylko i wyłącznie akt wiary, to pozostaje jeszcze deizm. Więc filozofia jest świetnym kryterium do wyrażenia aktu wiary i wyrażenia prawd wiary, więc z tego względu warto się nią zajmować.
Jak mawiał Arystoteles, filozofia jest najbardziej odległą od materii nauką, przez co najtrudniejszą, dla naszego umysłu.
Czy nauczanie filozofii w szkołach byłoby dla uczniów czymś pożytecznym?
Oczywiście... Ja mam czasami tak, że lubię podrażnić się z uczniem, bo jak się człowiek zdenerwuje, to wtedy pokazuje siebie. No więc zadanie uczniowi pytanie:
-Po co Ty się uczysz matematyki? 1 + 1 = 2, a przecież w rzeczywistości nie ma dwójki.
-Jak to nie ma dwójki?! Są dwa jabłka.
-Nie, jest jedno jabłko i drugie jabłko, nie ma dwóch.
-No ale matematyka jest potrzebna, żeby np. obliczyć procent na koncie.
-Tak, ale do tego wystarczy Ci tabliczka mnożenia. Po co Ci jakieś wielomiany, całki itp.
To jest właśnie kwestia nauk formalnych, które pomagają wykształcić tak swój umysł, żebyśmy mogli poznawać rzeczywistość. Z tego względu, nauczanie filozofii w szkołach byłoby o tyle dobre i pożyteczne, że uczyłoby po pierwsze wykorzystania narzędzi, które daje nam nauka i porządkowałoby nasze poznawanie rzeczywistości. Dzisiaj wielu z was uczy się o teorii ewolucji, używając słowa „teoria”, myśląc, że jest to coś spisanego, co jest pewne. Natomiast „teoria” jest tylko zbiorem hipotez, to jest coś prawdopodobnego, albo i nie, coś wymyślonego, czego nie możemy jeszcze sprawdzić, a może już częściowo sprawdziliśmy. No właśnie, nie ma filozoficznego podejścia do rzeczywistości, więc nie rozumiemy co to jest „teoria”. Wielu z was, używa słowa „istota rzeczy”. A co to jest „istota rzeczy”? Weźmy np. białą kartkę papieru, co jest istotą tej kartki? Białość – odejmujemy białość, bo kartka może być różnokolorowa. Kształt – odejmujemy kształt. Składa się z takich, czy innych atomów, ale inna kartka może się składać z innych atomów. Co jest istotą tej kartki? Dlaczego używamy słowa „kartka” do określenia tej rzeczy? A to jest właśnie filozofia. Z tego też względu, nauczanie jej w szkołach byłoby czymś przydatnym, bo w tym momencie, każda nauka byłaby bliższa życiu. Czasami jest tak, że uczymy się jakichś przedmiotów na zasadzie zaliczenia. Studenci stosują 4xZ – zakuć, zdać, zapić, zapomnieć. Bo to jest nieprzydatne w życiu, ale muszę to zaliczyć, żeby otrzymać jakiś certyfikat. A właśnie, gdybym miał podejście filozoficzne, umiałbym wykorzystać wiedzę, do tego żeby potem mieć ogólny ogląd rzeczywistości. W naszych szkołach wyższych, nauczanie filozofii zostało sprowadzone do historii filozofii. I wtedy człowieka „coś” trafia, bo co mnie interesuje, o czym sobie myślał jakiś facet w VII w., nikt o mnie nie będzie pamiętał, o czym ja myślę w tym momencie. Co mnie interesuje, co jakiś Tales z Miletu, Anaksymander czy Anaksymenes sobie myśleli. Nie potrafimy zadawać sobie podstawowych pytań, co sprawia dużą trudność w poznawaniu rzeczywistości.
Co według księdza jest największą wadą, a co zaletą Polaków – Chrześcijan?
Wolałbym nie oceniać dlatego, że my mamy często taką chęć do samobiczowania się. Mówimy bardzo dużo złych rzeczy o naszym narodzie. Wydaje mi się, że dzisiaj ciężko mówić już o narodzie. Jesteśmy tak „przemieleni” przez walec historii, przez media, przez różnego rodzaju ideologie, że dzisiaj taka swoistość narodowa nie istnieje. Natomiast mógłbym mówić bardziej w kontekście historyczno – życzeniowym, tzn. co chciałbym widzieć i co widzę w historii. Przede wszystkim, jeżeli chodzi o Polaków – Chrześcijan, wydaje mi się, że ich podejście do rzeczywistości wiary jest naznaczone ogromnym entuzjazmem. Polacy są narodem, który leży na pograniczu wschodu i zachodu. Mają niesłychany potencjał intelektualny i niesłychany potencjał emocjonalny. Ludzie wschodu są typowo emocjonalni. Zwróćmy uwagę na to, jak reaguję np. Rosjanie czy Ukraińcy, dla nich emocje są ważne. Natomiast Zachód, który został dotknięty protestantyzmem, jest już taki zimny i racjonalny. My jesteśmy na przecięciu. Mamy wielki potencjał intelektualny i wielki potencjał emocjonalny. Wydaje mi się, ze jeśli chodzi o nasze chrześcijaństwo to, to jest pierwsza baza wyjściowa. Druga rzecz, która mi się szalenie podoba w katolicyzmie polskim, tak jak w każdym katolicyzmie, to jego folklorystyczność – ludowość tego katolicyzmu. Jeżeli weźmiemy „Chłopów” Reymonta, to ta wiara przenikała praktycznie każdą dziedzinę życia, ona kształtowała to wszystko, co było codziennością tych ludzi. Wydaje mi się, że tak też jest i u nas. To jest taka fajna rzecz, która objawia się w życiu każdego narodu. Po trzecie, Polacy są troszeczkę idealistami, ale uważam że tego nie powinniśmy psuć. Dziś chcemy być takimi topornymi realistami. Mówię o idealizmie w cudzysłowie – Polacy potrafili, przez całe wieki, nie mając własnego państwa, żyć wielkimi sprawami, pomimo codzienności. Wydaje mi się, że to troszeczkę w nas zostało, to był taki moment napędowy, kiedy trzeba było walczyć o wielkie rzeczy. Potem, kiedy zacznie się zwykła rzeczywistość to już jest gorzej z nami, ale jak trzeba walczyć o wielkie rzeczy, to wówczas odzywa się w nas taki „zew lwa”. W polskim katolicyzmie podoba mi się też to, że jest on taki swojski. Tak jak katolicyzm austryjacki będzie swojski dla Austryjaka, tak dla mnie polski.
A gdyby spróbować streścić te trzy dni nauk rekolekcyjnych w jednym zdaniu, to jakie byłoby motto tych rekolekcji?
Za motto tych rekolekcji przyjąłem słowa, które znajdują siew Liście do Hebrajczyków. Tam są słowa, które pokazują czym jest wiara. „Wiara jest poręką tych dóbr, których nie widzimy”, czyli jest zaświadczeniem tego, co czeka nas w przyszłości. Tylko problem w tym, czym jest wiara, bo my dziś wiarę określamy jako zbiór przekonań. Każdy ma swoją wiarę, a to nie o to chodzi. W wierze, ważną rzeczą jest wiedzieć komu zaufałem i dlaczego zaufałem. Dlatego wiara nie może być bezrozumna, wiara zawsze jest oparta na działaniu rozumowym. Druga ważna rzecz w tej poręce dóbr to to, co mi daje wiara. Otóż, dla wielu dzisiejszych ludzi wiara jest swoistym oparciem wobec naporu różnego rodzaju złych rzeczy które są wokół nas. To nie jest jeszcze wiara, to raczej poszukiwanie pewnej „podpórki” psychologicznej. Wiara natomiast, jest całkowitą odpowiedzią człowieka, na Boga, który się objawia poprzez tą rzeczywistość, przez znak Jezusa Chrystusa. O to mi właśnie chodziło, żeby ten moment pokazać.
Zbliżają się święta Bożego Narodzenia. Czym dla księdza są święta?
Czym są dla mnie te święta? Wiadomo, każdy będzie zaraz myślał o karpiu, ja natomiast nie myślę o karpiu bo nigdy go nie lubiłem, za dużo ości ma. <śmiech> Jako dla Chrześcijanina, święta są dla mnie powrotem do momentu narodzenia Jezusa Chrystusa. Nie wiemy kiedy On się urodził, nie mamy konkretnej daty. Ta która jest, została przyjęta bardzo schematycznie. Z tego względu, wracam do momentu, kiedy Bóg rodzi się jako człowiek. Druga sprawa to nawiązanie do przeżyć z dzieciństwa, które gdzieś tam się pojawiają. Zawsze wracam do „źródła”. Nie bójmy się tego. Dziś, niektórzy mówią, że to takie zdechrystianizowanie świąt. Nie! Ja też wracam do swojego źródła, bo człowiek bez korzenia, jak mówi Exupery w „Małym Księciu”, jest po prostu słabym stworzeniem, które jest przesuwane z miejsca na miejsce. Natomiast tutaj mam taką możliwość, że mogę wrócić do swojego źródła, do swojego gniazda. Niemcy mają takie fajne określenie. My kiedy używamy słowa „ojczyzna” to jest ono takie wieloznaczne. Niemcy mają dwa rozróżnialne pojęcia: „Vaterland” i „Heimat”. „Vaterland” to państwowość i wszystko co jest związane z tą stroną publiczną, polityczną i społeczną. „Heimat”, to jest właśnie to gniazdo, gniazdo z którego ja pochodzę. U nas próbowano na tej zasadzie wprowadzić słowo „ojcowizna”. Wydaje mi się, że święta Bożego Narodzenia są w gruncie rzeczy, poprzez to zamknięcie w domu, nie wychodzimy bo jest zimno, kiedyś jeszcze wilki głodne biegały, więc my zamknięci w tym domu, odkrywaliśmy swoiste gniazdo, miejsce gdzie jesteśmy razem i wspólnie dorastamy. Wydaje mi się, że nie powinniśmy tego negować. No i trzecia ważna rzecz, to rzeczywistość odkrywania relacji międzyludzkich. Nam się wydaje to trochę dziwne, ale przyjmowanie i dawanie prezentów daje nam radość że możemy się czymś wymienić, możemy być zaskoczeni i nagle odkrywamy drugiego człowieka, który cos mi daje, nie oczekując nic w zamian. To jest niesamowita sprawa, dawać i przyjmować prezenty.
Rozmawiała Monika Szczygielska