Jako mały chłopiec często zadawałem sobie pytanie, kim właściwie jest Bóg? Wiedziałem, że jest jakimś Dobrym Królem na którego mogę liczyć. Wszystko układało się po mojej myśli: zostałem ministrantem, lektorem, KSM- owiczem. Ale kiedy byłem w liceum i przyszły trudności zdałem sobie sprawę z tego, że z tym Dobrym Królem, któremu na imię Bóg jest jakoś inaczej. Na mojej drodze pojawiły się pierwsze wzmagania ze swoimi słabościami, dużo spraw wymykało się z pod mojej kontroli. I w pewnym momencie zacząłem pytać Boga dlaczego? Dlaczego wciąż tak się dzieje, że nic się nie układa. I tak się z tą myślą tułałem. Aż pewnego razu wziąłem Pismo Święte do ręki i przestałem pytać. Zobaczyłem, że to właśnie z Chrystusem mogę dźwigać wszystkie moje cierpienia. On nigdy nie pytał dlaczego umiera za każdego z nas. Został ukrzyżowany nie sprzeciwiając się woli Boga.
Był to dla mnie ogromny przełom w moim życiu. Wiedziałem, że to właśnie Bóg mówi do mnie i że Słowo które do mnie kieruje w Piśmie Św. jest naprawdę żywe. Moja wiara zaczęła powoli dorastać. Na początku codziennie przychodziłem do Kościoła na Eucharystie, korzystając regularnie z sakramentu pokuty. Jezus stał się moim prawdziwym Przyjacielem.
W pewnym momencie mojego życia zaczęły pojawiać się we mnie myśli: Paweł, a może Kapłaństwo?! Ciągle gdzieś uciekałem, miałem własny pogląd na to, jak ma wyglądać moje życie: najpierw studia, dom, praca potem rodzina…Cokolwiek robiłem, ta myśl ciągle nie dawała mi spokoju. W pewnej chwili zdałem sobie z tego sprawę, że to Bóg wymaga ode mnie radykalnej odpowiedzi na to, czy potrafię Go kochać bardziej, niżeli wszystko to, co posiadam i wokół czego się obracam. Postanowiłem odpowiedzieć na to pytanie pomimo moich trudności z głosem i własnych koncepcji na przyszłość. Po podjęciu decyzji o wstąpieniu do seminarium odczułem głęboki pokój serca, który do dzisiaj towarzyszy mi na drodze rozeznawania powołania. I może nie spadł w tamtym momencie grom z jasnego nieba, i nie słyszałem żadnych odgłosów, ale wiedziałem, że On po prostu przyszedł i dał mi tę łaskę, dzięki której jestem dzisiaj klerykiem. Moje problemy z głosem na początku drogi seminaryjnej pogłębiały się coraz bardziej.Niedomknięcie krtani sprawiało, że mój głos stawał się coraz słabszy. Zadałem więc sobie pytanie: jak mam głosić Chrystusa skoro nie daje rady mówić? Stałem się bezradny. Zaufałem Bogu mówiąc nieustannie: Jezu Ty się tym zajmij. Po jakimś czasie udałem się do lekarza, po czym nie dając mi większej szansy na to, że cokolwiek w najbliższym czasie się zmieni - odesłał mnie z ćwiczeniami. Po krótkim czasie przyszedłem z powrotem na badania. Lekarz nie wiedział co powiedzieć, mój głos wrócił do normy. Do dziś jestem wdzięczny Bogu za to, jak wielkim dobrem mnie w tamtym momencie obdarzył.
Droga na której kroczę jest dla mnie ogromnym błogosławieństwem na którą sobie zupełnie nie zasłużyłem. Dlatego też dzisiaj pragnę Wam Drodzy Bracia i Siostry powiedzieć, że Bóg przyszedł do mnie w najmniej spodziewanym momencie by przyprowadzić mnie do seminarium. Pomimo wielu rozterek i problemów Chrystus jest w stanie każdego z nas wyprowadzić z trudnych sytuacji.