O takiej sytuacji opowiada Eric Emmanuel Schmitt w swojej książce pt. Kiedy byłem dziełem sztuki. Książka rozpoczyna się od wstrząsającego wydarzenia, od próby samobójczej. Młody człowiek stoi nad przepaścią i chce się rzucić w dół. Nagle słyszy za sobą głos:
– Daj mi 24 godziny, a sprawię, że nie będziesz chciał umrzeć – mówi starszy pan o nazwisku Zeus.
Młodzieniec zgadza się. Zeus zabiera go do siebie. W rozmowie młodzieniec o imieniu Tazio wyjawia Zeusowi przyczyny, dla których chce odebrać sobie życie. Ma dwóch braci, którzy są podziwiani, bardziej kochani, jak mu się wydaje, a on jest nikim. Ma poczucie odrzucenia, bycia nikim. Nie czuje się akceptowany. Zeus postanawia temu zaradzić. Poddaje go operacji chirurgicznej, w wyniku której chłopiec nie przypomina już człowieka, ale jakiegoś szkaradnego potwora. Następnie zabiera go na wystawę do Japonii jako dzieło sztuki. Stawia na cokole i wszyscy podziwiają jakieś monstrum, bo wygląd młodzieńca nie przypomina już człowieka. Chłopiec osiągnął to, co chciał, jest podziwiany, piszą o nim gazety, robią mu zdjęcia. Ale wszyscy traktują go jak przedmiot. Robią sobie z nim zdjęcie, ale nie rozmawiają z nim, traktują go jak rzecz, jak obraz lub posąg. Zaczyna się załamywać. Kolejne wystawy w różnych częściach świata. Zaczyna być zmęczony podziwem, traktowaniem. Po wystawach wieczorami, wymyka się nad morze, gdzie pewnego razu spotyka ślepego malarza. Któregoś dnia ślepy malarz mówi do niego, że ma przyjemny głos, że jego obecność jest miła, że słowa są dobre. Wtedy następuje niesamowity przełom, bo przecież zrobiono z niego potwora, ale głos, słowa, miłe obycie są jego – nikt nigdy tego nie zauważył. Historia dobrze się kończy – udaje mu się wrócić do normalnego życia i założyć rodzinę.
Niesamowita historia. Czasem człowiek musi cierpieć, żeby dojrzeć, żeby zrozumieć jakąś prawdę o Bogu, o innych, o samym sobie.
Zachariasz dojrzewał do wiary przez utratę mowy. Miał czas, żeby więcej słuchać, myśleć i modlić się.
Bohater książki Schmitta musiał na własnej skórze przekonać się, że sława, zdjęcia, podziw nie dadzą mu szczęścia.