Dlaczego unikamy odważnej konfrontacji z własnymi problemami, osobistymi problemami? Z tymi wszystkimi, które nie płyną z zewnątrz nas, ale które płyną z naszych emocji, z naszego poplątania z wad charakteru. Dlaczego unikamy? Dlaczego tak bardzo boimy się nazywać rzeczy po imieniu?
Między innymi dlatego, że doświadczenie pokazuje, iż dotykając jednego problemu natychmiast odsłaniają się inne.
To jest tak, jak w dobrej stronie internetowej - jest mnóstwo linków i każdy link pokazuje następne, odsyła na inne strony.
Dokładnie tak samo jest z nami. Kto ma odwagę, kto się ośmieli przyglądać własnemu życiu zwłaszcza, gdy ono już tego się bardzo domaga, ponieważ podejmujemy różnego rodzaju dziwne, chore decyzje, ranimy innych i siebie - kto się odważy na taki krok, przeczuwa ile czeka go pracy, ile rzeczy będzie musiał podjąć. Nie tylko ten jeden problem, który najbardziej teraz daje o sobie znać, ale jak wiele nowych odsłon dokona się wewnątrz jego samego.
Można podjąć taki trud tylko wtedy, kiedy człowiek ufa, że Boża miłość, Boża opatrzność będzie go w tym wspierać i kiedy jest przynajmniej jeden człowiek, który mi towarzyszy, który wierzy we mnie, który wspiera mnie też swoim świadectwem, swoją siłą i swoją nadzieją. Wtedy można podjąć tę eskapadę wewnątrz samego siebie po to, żeby dojrzewać.
Czytamy dzisiaj w Ewangelii o legionie, który zamieszkiwał w człowieku, legionie złych duchów. Dokładnie właśnie tak jest, że otwiera się przed każdym z nas, kto ma odwagę zaglądać do własnego wnętrza nie jeden problem, tylko bardzo wiele. Ale z Bożą pomocą jesteśmy w stanie stawić temu czoła.
Ucz mnie, Panie Jezu, że wiara jest zaufaniem Twej miłości. Nawet jeśli stracę wszelkie dobra, moje zabezpieczenie, Ty mnie nie opuścisz.