Kiedyś była walka bokserska. alka jak walka: dwóch wielkich murzynów okładających się pięściami po łysych głowach. Mniej lub bardziej interesujące, mało smaczne, dla niektórych kunsztowne, dla innych wulgarne. Mniejsza o to. Ale uwagę przykuł młody człowiek o latynoskich rysach. Siedział na widowni, przy krawędzi ringu i wpatrywał się z napięciem w obiektywy kamer. Gdy dostrzegał, że któraś z nich jest skierowana w jego stronę, wówczas z budzącym podziw uporem, próbował zmieścić w kadrze kamery tekturową tablicę. Na szarym kartonie flamastrem wypisał:
"J 3, 16: Tak Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne".
Nie wiem na co liczył. Trochę mnie wtedy rozbawił. Ale dziś jednak myślę o nim z sympatią. Może to głupota, może „rzucanie pereł przed wieprze”, może po prostu próżny trud? Ale jego zachowanie ukazuje coś z treści wersetu, który chciał ogłosić widzom brutalnej walki. W działaniu Latynosa można było dostrzec jakiś cień Bożego szaleństwa. Można było usłyszeć echo Jego słów: Bóg Syna dał.
Czyż jest coś bardziej szalonego? Czy jest coś bardziej godnego światła reflektorów i obecności kamer?
Czy jest coś ważniejszego? Czy z czegokolwiek innego można zrobić istotniejszą informację?
No właśnie. Gdybym miał tylko kilka sekund czasu i mógł się posłużyć tylko jednym wersetem, by komuś zaprezentować orędzie Biblii to wybrałbym 16-ty werset 3-ciego rozdziału ewangelii Jana:
"Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne."
Człowiek, który, by pojął czym jest Boża miłość, zrozumiał jej wielkość i co najważniejsze miał na tyle wielkie serce, by ją przyjąć i doświadczyć, umarł by. Umarł by z miłości.
Wielu świętych umierało bardzo młodo. A zżerała ich tęsknota za Bogiem.
Nie zachęcam Was byście teraz wszyscy poumierali. Ale warto czasami się nad tym zastanowić…
"Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne."
Co ja w swoim życiu z tym przesłaniem Ewangelii robię? Czy te słowa spływają po mnie jak woda po kaczce? Czy staję się prawdziwą treścią mojego życia?