Ale czy to są dobre oczekiwania wobec Chrystusa? Czy nie traktujemy go przypadkiem jak ludzie z dzisiejszej Ewangelii? Oni popłynęli za Jezusem...
A co On im mówi?
...Szukacie mnie nie dlatego żeście widzieli znaki, ale dlatego, żeście jedli chleb do sytości.
Troszczcie się nie o ten pokarm, który ginie, ale o ten, który trwa na wieki...
Jak widzimy, gdy Jezus nakarmił tłum to ludzie wówczas pragną obwołać Go królem. Ludzie szukają Go dlatego, że skoro nakarmił tak mnóstwo osób, to mógłby rozwiązać ich wszelkie problemy związane z ich życiem. Lecz Jezus wykazuje im ich błędne rozumowanie.
Sens dzisiejszej Ewangelii to pytanie o motywację. Po co potrzebny mi jest Bóg do życia?
Dziś może być podobnie. Wybieramy Jezusa, ale motywy mogą być przyziemne. Komuś przyjemność sprawia modlitwa - tak się dobrze wtedy czuje. Ktoś inny prosił o uzdrowienie swojego dziecka i dziecko wyzdrowiało. Ktoś inny lubi słuchać kazań, jeszcze ktoś inny wyżalić się w konfesjonale.
To wszystko jest może niewinne, ale nie można na tym budować swojej wiary! Bo co stanie się z wiarą, jeśli czuć będziemy oschłość na modlitwie. Jeśli nasze dziecko umrze, a ksiądz mówi beznadziejne kazania a konfesjonale prosi, by nie spowiadać się z grzechów sąsiadki, ale ze swoich własnych grzechów?
Co wtedy stanie się z naszą wiarą? Łatwo obraca się w gruzy to, co zostało zbudowane na tak kruchym fundamencie.
Budujmy wiarę na czymś mocniejszym. Jezus nazywa siebie skałą. Tylko On sam jest tym, na kim warto się oprzeć, na kim warto budować.
Jak to jest z tą moją wiarą? Czy naprawdę w życiu szukam samego Boga?