Bardzo mi się podoba to określenie:
Znajdować się pośrodku tak wielkiej Bożej miłości…
Czy kiedyś tego doświadczyłeś? Czy miałeś w swoim życiu taką chwilę, że czułeś się tak kochany przez Boga? A może tego nie zauważyłeś?...
Zaufanie to oddanie siebie w czyjeś ręce. Jeśli człowiek źle obliczy, jeśli nie sprawdzi, nie rozpozna, jakie to są ręce, to może wkrótce z przerażeniem stwierdzić, że znalazł się w strasznych łapach, które go zniszczą.
Najwięcej ludzkich dramatów bierze swój początek z nieprzemyślanego, naiwnego zaufania. Wystarczy jeden gest, a życie może być złamane na zawsze.
Mądrość człowieka objawia się przede wszystkim w szybkiej orientacji, komu i w jakiej mierze można zaufać. To jest niezwykle ważna umiejętność, w dużym stopniu decydująca o wygraniu życia. Przede wszystkim trzeba opanować sztukę rozpoznawania różnobarwnych rękawiczek, w jakie zło ubiera swe zaborcze łapy. Trzeba poznać różnorakie przynęty i taktykę zła nastawioną na złowienie ofiary.
Trzeba wreszcie mieć odwagę, by - o ile to możliwe - uciec natychmiast, gdy tylko się zorientujemy, że ten, komu zaufaliśmy, nie jest nam przyjacielem, lecz wrogiem. Warto wówczas zapłacić każdą cenę, byle ratować wolność.
Trudno żyć bez zaufania. Ale jeszcze trudniej, gdy się ma świadomość, że nasze zaufanie ktoś wykorzystuje dla swoich celów.
Niełatwo opanować sztukę mądrego zaufania. Po ludzku sądząc, jest to prawie niemożliwe. Zbyt wielu czyha na naszą wolność, na nasze serce, na nas.
W tej sytuacji jakże radośnie brzmią słowa Chrystusa z Ewangelii:
„Moje owce słuchają głosu Mego, a Ja znam je.
Idą one za Mną i Ja daję im życie wieczne.
Nie zginą one na wieki i nikt nie wymię ich z mojej ręki”.
Oto jedyne ręce w stu procentach pewne, którym możemy całkowicie zaufać. Kochające ręce Chrystusa i kochające ręce Jego Ojca.
„Nikt nie może ich wyrwać z mojej ręki.”
O ileż mniej byłoby na ziemi łez, bólu, ran, gdyby ludzie potrafili zaufać tym Bożym rękom. W nich znaleźliby nie tylko bezpieczeństwo, ale i ową mądrość, potrzebną do współżycia z ludźmi, do okazywania każdemu tyle zaufania, na ile on zasługuje.
Wielkiej sztuki zaufania można się nauczyć tylko przez gest całkowitego zaufania Chrystusowi.
Co więcej, w żadnym wypadku nie wolno ufać człowiekowi, który nie ufa Bogu. Nie wolno. Jeśli bowiem nawet on sam nie jest nastawiony na zniszczenie, to zaprowadzi nas w ręce, które zniszczą. On nie wie, którym rękom można bezpiecznie zaufać i dlatego wcześniej czy później popełni ten błąd.
Zaufać komuś można w tej mierze, w jakiej dany człowiek wierzy Bogu. Im głębsze jego spotkanie z Bogiem, tym w większej mierze można mu zaufać.
Czy my też jesteśmy spragnieni Ewangelii? Myślę, że też. Tylko, że my do Ewangelii przyzwyczailiśmy się, przywykliśmy do wiary.
To coś tak, jak z jedzeniem – póki wszystko jest zwyczajnie, jest śniadanie, obiad i kolacja o swojej porze, nie zdajemy sobie sprawy, że zaspokajamy głód. Trzeba nie dojeść dzień i drugi – dopiero wtedy głód zaczyna doskwierać.
A Boga trzeba kochać. A nie się do Niego przyzwyczajać. Bogu trzeba ufać. Jemu i tylko Jemu okazywać posłuszeństwo.
Popatrzmy wokół siebie: jak wielu ludzi żyje tak, jakby o Ewangelii nie słyszeli... To nie tylko sprawa udziału w niedzielnej Mszy św. – ale życia bez miłości na codzień. To także życie bez nadziei: gonitwa – ale człowiek nie wie po co. To także brak wewnętrznej siły, by przeciwstawić się złu, by sprostać trudnościom, by przezwyciężyć ból i cierpienie.
Tak, jestem przekonany, że wielu ludzi w naszym kraju – w Polsce, także w naszych okolicach, również w naszej parafii jest spragnionych Ewangelii.
Tyle, że wielu ludzi pragnąc, nie zdaje sobie sprawy, że właśnie Jezusa i jego Ewangelii im potrzeba.