Dziś w Ewangelii Jezus mówi do Apostołów o pokoju:
Pokój zostawiam wam, pokój mój daję wam.
Nie tak jak daje świat, Ja wam daję.
Niech się nie trwoży serce wasze ani się nie lęka.
Dzisiejsze czasy są zwariowane. Ciągle za czymś pędzimy, gonimy, brakuje nam czasu.
Ciągle jakieś bałagan w sercu, napięcie... W pracy stresy, nieporozumienia... Boimy się by tej pracy nie zabrakło. Przychodzimy do domu i bardzo łatwo wyładować się na domownikach, ulżyć sobie na nich... To tworzy kolejne nerwy, kłótnie i nieporozumienia... I tak błędne koło... Wokoło nas wciąż ktoś na kogoś wrzeszczy, ktoś się z kimś kłóci... Nie zawsze potrafimy sobie w takich sytuacjach radzić. Bo nie mamy w sercach pokoju.
Naszym skołatanym sercom potrzebny jest dziś dar pokoju. Czym on jest? Co to znaczy mieć pokój w sobie?
Czasami pokój nam kojarzy się z jakimś nie przejmowaniem się wszystkim. Mówi się „święty spokój”. Jakaś pustka, bezczynność, słodkie lenistwo... Mnie to nie obchodzi, mam to gdzieś, mnie to nie wzrusza... Taka bierność. Takie olewanie sobie wszystkiego i wszystkich. To nie jest pokój o jakim mówi dziś Jezus.
Ten pokój to nie samozadowolenie z siebie. Żyję w pokoju, bo mam to co lubię, to na co mam ochotę. Wszystko układa mi się po mojej myśli...
Kiedyś mały chłopczyk tak się modlił po śmierci swego dziadka:
Panie Boże.
Dziadek umarł wczoraj i jest już w drodze do Ciebie.
Proszę, bądź dla niego miły, mów nieco głośniej, bo niedosłyszy i posadź między miłymi paniami, bo wtedy zawsze jest w dobrym humorze.
To nie tak. Jest on inny niż ten, który oferuje świat. Nie jest zbudowany na chciwości, samolubstwie, zmysłowości, egoizmie. Nie polega na dominowaniu nad innym człowiekiem, pogardzaniem nim, na budowaniu swoich korzyści na łzach, nieszczęściu, a nawet śmierci innych.
Czym więc jest dar Bożego, Jezusowego pokoju?
Charles Swindoll w książce „Flying Closer to the Flame" opisuje takie tragiczne wydarzenie ze swojego życia.
Wiele lat temu, w środku dnia dzwoni telefon.
Okazuje się, że moja córka Charissa (czyt. Czerisa) miała wypadek.
(...) Jej nogi i ręce pozostały niewładne, nie mogła ruszyć żadnym palcem.
Moja żona Cynthia (czyt. Syntia) była w tym czasie poza domem, pojechałem więc do szkoły sam, nie wiedząc, w jakim stanie zobaczę córkę.
W czasie drogi zacząłem się głośno modlić.
Wołałem Boga jak małe, zagubione dziecko.
Prosiłem Go o kilka rzeczy: aby był przy mojej córce, dał jej moc i aby pokierował zbiegami medycznymi.
Bliski rozpaczy błagałem Go także o pokój, który uchroni mnie przed paniką.
W czasie żarliwej modlitwy odczułem niewiarygodną obecność Boga.
Gwałtowny puls, który rozsadzał mi głowę, wrócił do normy.
Kiedy dotarłem do szkoły to nawet migające światła karetki pogotowia nie zburzyły rodzącego się we mnie spokoju.
Pobiegłem na miejsce zgromadzonego tłumu.
Mojej córce udzielono już pierwszej pomocy medycznej.
Uklęknąłem obok niej, pocałowałem w czoło i usłyszałem jak powiedziała:
Nic nie czuję niżej ramion.
Coś trzasnęło mi w krzyżu poniżej karku.
Mówiła to przez łzy.
Normalnie, powinienem krzyczeć z rozpaczy, a ja jednak zachowałem spokój.
(...) Ze spokojem odsunąłem włosy z jej oczu i wyszeptałem:
Jestem z tobą, kochana.
Jest także nasz Bóg.
Niezależnie od tego, co się wydarzy - przejdziemy to razem.
Kocham cię.
Zamknęła oczy i tylko łzy spłynęły jej po policzkach.
(...) Cynthia (czyt. Syntia)przyłączyła się do mnie w szpitalu i razem czekaliśmy na wyniki prześwietlenia.
Modliliśmy się, powiedziałem jej także o moim odczuciu obecności Ducha Świętego.
Po kilku godzinach dowiedzieliśmy się, że nasza córka ma uszkodzony kręg szyjny.
Lekarze nie wiedzieli, jak wielkie spowodował on uszkodzenie rdzenia kręgowego.
Nie wiedzieli także, jak długo potrwa kuracja i czy będzie skuteczna.
Lekarze byli ostrożni w słowach.
Do dziś pamiętam, jak wielkim bólem napełniło to nasze serca.
Nie mieliśmy niczego, co dodawałoby nam otuchy, na czym moglibyśmy się oprzeć z wyjątkiem jednego; Boga, który pozostał z nami w tych trudnych dniach.
(...) Duch Święty wypełnił nasze serca, zachował nas od rozpaczy i ostatecznie przyniósł cudowne uzdrowienie naszej córki.
Taki jest dar pokoju jaki nam daje Bóg. Bożego pokoju nie są w stanie zburzyć armie wroga, nieprzyjazny człowiek czy wydarzenia układające się nie po naszej myśli. Obiecany przez Jezusa pokój nie oznacza braku konfliktów czy cierpienia. Nie, ja ciągle walczę, ciągle się zmagam... Ale udaje mi się zwyciężać swoje słabości, grzechy. Nie zawsze, bo ciągle upadam, ale staram się, chcę i widzą, że powoli pokonuję to, co we mnie jest złe.
Ale wiem jedno: Jestem ja i mój Bóg. On jest obok mnie. On się o mnie troszczy. I choć jest ciężko to On mnie nie zostawi...
Psalmista napisał:
Chociażbym przechodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną.
Sam z siebie niewiele mogę uczynić, ale z Bogiem mogę wszystko, mogę nawet sięgać po niebo.
Po czym poznać, że mam taki pokój? Człowiek, który ma w sercu Boży pokój - chce przestrzegać Bożych przykazań. Kieruje się w swoim życiu wiarą i miłością. Taki człowiek wie, że nie może nienawidzić drugiego człowieka, nie może go wykorzystywać, ani krzywdzić. Nie może dbać tylko o siebie.
Jeżeli przestałeś w to wierzyć i te słowa wydają Ci się bajką... To nie dziw się, że jesteś zagubiony, nieszczęśliwy i smutny.
Jeżeli ciągle szukasz i pragniesz pokoju, prawdziwego szczęścia – to wejrzyj w swoje serce i popatrz czy tam jest Bóg? Popatrz na swoje życie – ile tam jest miłości i dobroci?