Zaczęła wtedy płakać. A ja razem z nią. Głupia byłam. Dałam się namówić na wspólny wyjazd do jej domu pod Szczecinem. Pracowałam w PGR. Przyniosłam pierwszą wypłatę do domu i mówię: weź te pieniądze. Ona mi na to:
Mam gdzieś twoje pieniądze.
Czyś ty moje dziecko?
We mnie jakby grom uderzył, a ona dalej: jestem czarna, ty blondynka. Jestem zdrowa, a ty chora. Była już wtedy mocno pijana (...) Uciekłam z domu w tym, w czym stałam. Tułałam się po Polsce przeklinając tą co mnie urodziła (...) Zaczęłam chodzić po „bramach", spałam po klatkach schodowych, po pociągach, zwłaszcza na trasie Kraków- Lublin. Najlepiej nocowało się w grobowcach na cmentarzu Rakowickim. Czy bałam się? Czego? Owszem, były obok mnie jakieś szczątki, ale przykryłam je, czym mogłam, odmówiłam „wieczne odpoczywanie" i do rana spałam spokojnie. W grobowcach było lepiej niż w pociągu, gdzie spało się z duszą na ramieniu, byleby tylko konduktor nie wyrzucił. Nienawidzę ludzi za to, że mi nie pomogli. Czasami sama żałuję, że jestem człowiekiem.
(Izabela Pieczara: Pogmatwane życiorysy).
Na pewno ze smutkiem wygłosił Pan Jezus tę zapowiedź:
Nadchodzi godzina... że się rozproszycie... każdy w swoją stronę, a Mnie zostawicie samego.
Niewątpliwie miał tu Chrystus na myśli wypadki, jakie za chwilę miały się rozegrać w Ogrodzie Oliwnym.
Ale chyba nie tylko to rozproszenie leżało Mu na sercu. Powiedział kiedyś wyraźnie, że będziemy Go spotykać w postaciach Jego braci najmniejszych, którym trzeba będzie oddać taką czy inną przysługę - podczas, gdy my w naszym rozproszeniu każdy w swoją stronę nie dostrzegamy takich możliwości, zostawiając Chrystusa samego.
Przyczyną rozproszenia, a może i jego konsekwencją, jest zobojętnienie. Zobojętnienie na sytuację drugiego człowieka. Można powiedzieć, że ta obojętność stała się plagą naszych czasów. Plagą szczególnie dotkliwą. Napisał ktoś:
Nie bójcie się swoich wrogów - mogą was najwyżej zabić.
Nie bójcie się swych przyjaciół - mogą was najwyżej zdradzić.
Lecz bójcie się ludzi obojętnych (B. Jasieński).
Bolesna obojętność może rozdzielać nawet najbliższe wspólnoty (małżeńską, rodzinną), jeśli każdy ucieka w swoją stronę. O wiele trudniej zjednoczyć serca rozproszone w obrębie jednego domu, jednej rodziny, jednej parafii, jednej wspólnoty...