W oczach krzewicieli gender w przyswajaniu nowych postępowych idei znajdujemy się daleko za Europą Zachodnią. Nie oznacza to jednak, że jesteśmy impregnowani na sączoną z każdej już niemal strony genderową propagandę. Mamy ją już w mediach, kulturze, na uniwersytetach, a niedługo może zawitać także do przedszkoli.
MASTURBACJA OD DZIECKA
Środowiska lewicowe doszły do wniosku, że od małego muszą sobie społeczeństwo wychować. Im wcześniej zaczną, tym lepiej. Jeśli im się to uda. to reszta przyjdzie sama. Tak było na Zachodzie, a stamtąd czerpane są wzorce - przestrzega ksiądz. Dariusz Oko, teolog, filozof i wykładowca na Uniwersytecie Papieskim w Krakowie. Nasilający się stopniowo atak na dzieci to dziś nasz największy problem. Ideologię próbuje się narzucać w przedszkolach 16 i szkołach.
Rzeczywiście, w ciągu ostatnich kilku tygodni co rusz wybuchały skandale związane z nauczaniem (a raczej indoktrynowaniem) dzieci i młodzieży. Zdaniem środowisk lewicowych wszystkie podręczniki szkolne i programy nauczania trzeba w Polsce napisać na nowo i uwydatnić w nich kwestie płci oraz seksualności. Publikacje i wytyczne zmierzające do tego celu budzą ogromne kontrowersje. Szokują bezrefleksyjnym głoszeniem tez, które mogą być groźne dla rozwoju dzieci.
W kwietniu na język polski przetłumaczono publikację „Standardy edukacji seksualnej w Europie. Podstawowe zalecenia dla decydentów' oraz specjalistów zajmujących się edukacją i zdrowiem", wydaną przez Światową Organizację Zdrowia (WHO) dla Europy oraz Federalne Biuro ds. Edukacji Zdrowotnej w Kolonii. Wśród zaleceń jest m.in. rozpoczęcie edukacji seksualnej w wieku czterech lat. Mowa jest także o „radości i przyjemności z dotykania własnego ciała, masturbacji we wczesnym dzieciństwie" oraz o tym, że dzieci powinny „wyrażać swoje potrzeby w kontekście zabawy w lekarza", „skutecznie stosować prezerwatywy i brać odpowiedzialność za bezpieczne i przyjemne doświadczenia seksualne" (między 9. a 12. rokiem życia). Tym powyżej 15. roku życia powinno się wpoić krytyczne podejście do norm kulturowych i religijnych w odniesieniu do ciąży i rodzicielstwa".
PRZEBIERANKI
Nie był to jednorazowy wybryk szalonych działaczy, ale jeden z elementów całego planu działań. Zaraz potem media opisały bowiem program „Równościowe przedszkole. Jak uczynić wychowanie przedszkolne wrażliwym na płeć". Napisanie programu zleciła Fundacja Edukacji Przedszkolnej i zamierza wprowadzić go w 86 założonych przez siebie przedszkolach. Przedsięwzięcie zostało sfinansowane ze środków Europejskiego Funduszu Społecznego. Scenariusz zajęć przedszkolnych w ramach projektu przewiduje m.in. zabawy mające ukazywać dzieciom względność tzw. płci kulturowej w czasie i przestrzeni. Autorki „Równościowego przedszkola..." (feministki związane z fundacją Feminoteka) proponują, by w ramach zabawy chłopcy przebierali się za dziewczynki, dziewczynki za chłopców, a reszta dzieci zgadywała, kim są. Zalecają też przedszkolankom zmienianie płci bohaterów bajek.
Wydany przez Kampanię przeciw Homofobii podręcznik „Lekcja równości. Podstawy i potrzeby kadry szkolnej i młodzieżowej wobec homofobii w szkole” zaleca, jak pracować z nieco starszą młodzieżą. Trzeba akcentować przykłady znanych postaci o homoseksualnej według KPH orientacji - Marii Konopnickiej, Witolda Gombrowicza, Marii Dąbrowskiej, Władysława Warneńczyka czy Juliusza Cezara. Publikację swoim patronatem objęli pełnomocnik rządu ds. równego traktowania Agnieszka Kozłowska-Rajewicz oraz Związek Nauczycielstwa Polskiego. A to nadało jej rangę wartościowej pomocy szkolnej.
Jak opisywała niedawno „Rzeczpospolita", z książki można się także dowiedzieć, że przejawem dyskryminacji w szkole są nawet bale studniowkowe, podczas których poloneza można zatańczyć jedynie z przedstawicielem płci przeciwnej. W ramach walki z homofobią podręcznik KPH zaleca, by nauczyciele podczas lekcji podawali młodzieży przykłady, „nie zakładając powszechnej heteroseksualności” i zapraszali „gościa będącego osobą homoseksualną, biseksualną lub transpłciową".
Widać, że MEN powoli zaczyna ulegać mniejszościom seksualnym lobbującym na rzecz tego, by z podręczników szkolnych wyrugować fragmenty odnoszące się do tradycyjnych wartości. Naukowcy o poglądach konserwatywnych, zajmujący się opiniowaniem i recenzowaniem podręczników, bywają przez resort edukacji odsuwani, bo ponoć promują katolicką narrację.
Chodzi o to, by wszyscy myśleli tak samo, aby przejęli pewien język obserwacji świata. Stąd pomysły kastracji podręczników ze stwierdzeń typu: „Rodzina jest niezastąpiona”. A wiadomo, że język w dużej mierze kształtuje świadomość - mówi „Do Rzeczy" dr Teresa Król, autorka szkolnych podręczników wychowania do życia w rodzinie. - Podstawy programowe na razie są prorodzinnie nastawione. Ale jak długo tak będzie przy tak zmasowanej akcji określonych środowisk wspieranych przez panią Kozłowska-Rajewicz? - zastanawia się dr Król.
Potwierdzeniem jej słów jest list 32 organizacji LGBT, który trafił właśnie do MEN. Organizacje te wnioskują o dodatkowe zbadanie m.in. podręcznika redagowanego przez dr Król i zastanowienie się, czy nie należy wycofać go z użytku ze względu na to, że „promuje wyłącznie tradycyjne role płciowe i seksualne”.
Wcześniej raport o szkolnych podręcznikach przygotowała Pracownia Różnorodności. Zleciła go Fundacja Batorego, przekazując na ten cel 65 tys. zł. Kiku socjologów i seksuologów przejrzało 51 podręczników wychowania do życia w rodzinie, wiedzy o społeczeństwie i biologii pod kątem „przedstawienia w nich problematyki LGBT i treści homofobicznych".
Wnioski są do bólu przewidywalne. Usunąć nieprawomyślne podręczniki wprowadzić zagadnienia LGBT do podstaw programowych i objąć najmłodszych edukacją seksualną od pierwszej klasy szkoły podstawowej.
WYSZKOLIĆ SOBIE KADRĘ
Działacze środowisk lewicowych i liberalnych zdali już sobie sprawę z tego, że nie przeorają mentalności Polaków natychmiastową rewolucją. Dlatego chcą do niej dążyć metodą małych kroków. Do tego potrzebują ludzi głoszących słuszne poglądy.
Stąd jak grzyby po deszczu powstają ścieżki lub kierunki studiów - gender studies. Dziś istnieją one na niemal każdym uniwersytecie. - Chodzi o wyszkolenie sobie kadry intelektualnej, młodej, sprytnej, inteligentnej, która w przyszłości będzie zjednywać młodzież. Gender studies coraz częściej figurują już nie tylko jako osobny kierunek, ale takie jako zajęcia fakultatywne na różnych kierunkach: od polonistyki po wychowania przedszkolnego, a nawet do szkół pielęgniarskich - tłumaczy dr Król.
W Polsce ważniejsze ośrodki gender znajdują się m.in. w Polskiej Akademii Nauk, na Uniwersytecie Warszawskim, Uniwersytecie Jagiellońskim, UMK w Toruniu, Uniwersytecie Łódzkim. Stosunkowa młode są gender studies na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu. Jako studia podyplomowe zaindagowały działalność w 2011 r., choć mają przeciwników wśród samych naukowców z UAM. - Gdyby były to badania pokazujące rolę kobiety w społeczeństwie na przestrzeni wieków, ich zmieniającą się sytuację prawną, społeczną, ekonomiczną w zależności od epoki czy ówczesnych uwarunkowań, to mogłoby to być dopuszczalne - mówi „Do Rzeczy" prof. Stanisław Mikołajczak, polonista z UAM.
W sytuacji, gdy jest to wyłącznie próba upowszechnienia ideologii gender, wkraczanie z tym na uniwersytety nie ma nic wspólnego z nauką, lecz jest wyłącznie indoktrynacją w stylu marksistowskim.
GENDER NAWET NA KUL
Genderowa indoktrynacja wkracza nawet na uczelnie katolickie. Od nowego roku akademickiego wykłady z „genderu" mają odbywać się także na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. I choć KUL zapewnia, że nie tworzy osobnych gender studies, to wielu wykładowców i studentów z niesmakiem przyjęło ofertę wykładu „Gender: feminizm, queer studies, mens studies”. Zwłaszcza że przygotowano go we współpracy z ośrodkiem Brama Grodzka - Teatr NN. To środowisko bliskie „Krytyce Politycznej" i radykalnej lewicy.
Sprawa wywołała poruszenie wśród wykładowców KUL, bo katolicka uczelnia jest poważnie zadłużona. - Nie ma pieniędzy na nic. Władze uczelni zamykają lub ograniczają funkcjonowanie wydziałów zamiejscowych, a tu okazuje się, że inwestujemy w gendeiwe wykłady - mówi „Do Rzeczy" wykładowca KUL, który chce zachować anonimowość, bo obawia się konsekwencji. Nie tylko ze strony władz uczelni ale również liberalnych mediów.
A te bez mrugnięcia okiem popierają Marsze Szmat, Parady Równości, mówiąc o tolerancji i otwartości.
O tym, jak działa medialno-naukowy sojusz, przekonał się prof. Jarosław Warylewski, dziekan Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Gdańskiego, który sprzeciwił się otwarciu na uczelni ośrodka gender studies. Podczas posiedzenia Senatu uczelni miał powiedzieć, że bardziej potrzebny byłby ośrodek badań nad pedofilią. I ruszył medialny walec.
Zaatakowały go feministki, lokalna .Gazeta Wyborcza” i „Krytyka Polityczna". Oskarżono go o stawianie znaku równości między pedofilią i gender. - Nie zabraniam istnienia takim ośrodkom, ale badania naukowe przyprawione sosem ideologicznym budzą moje wątpliwości - tłumaczył prof. Warylewski. - Nie ma fizyki czy prawa w wydaniu męskim lub żeńskim Nauka jest jedna, a dodawanie do niej przymiotników kojarzy mi się z czasami, gdy mieliśmy demokrację socjalistyczną, a nie demokrację. Z wniosku o powołanie ośrodka wynikało, że mają to być badania potwierdzające feministyczną wizję świata.
Nawet wykładowcy na studiach genderowych nie kryją, że chodzi im o to, by zmieniać świat. „Oprócz zapoznania się z podstawowymi tematami spróbujemy również stworzyć naszą wizję świata, układając jego elementy w taki sposób, by naszym córkom w każdym zakątku globu żyło się lepiej" - tak swój panel o feministycznej ekonomii na UW zachwalała jedna z genderystek Zofia Łapniewska.
Coraz większy jest nacisk instytucjonalny i medialny, aby działania liberalnych środowisk wzmocnić także finansowo. To, że pieniądze na walkę „z polską homofobią i dyskryminacją mniejszości płyną wartkim strumieniem z instytucji unijnych, już nie dziwi. Dziwi za to, z jaką łatwością przeznaczane są na ten cel pieniądze publiczne.
Stowarzyszenie Lambda Warszawa, walczące o prawa homoseksualistów, może posłużyć za przykład pozyskiwania niemałych pieniędzy. Tylko w pierwszej połowie tego roku otrzymała z publicznych środków blisko 268 tys. zł i 34 tys. euro.
W poprzednim roku na działalność tej organizacji poszło prawie 300 tys. zł. Z kolei w 2008 r. stowarzyszenie to otrzymało od miasta łącznie 114 tys. zł. W 2010 r. ta kwota wzrosła do 232 tys. zł.
Cel? Programy pomocowe, a wśród nich między innymi „Prowadzenie poradni internetowej zajmującej się poradnictwem w zakresie profilaktyki HIV oraz bezpieczniejszych zachowań seksualnych”.
NA RAZIE SIĘ BRONIMY
W 2011 r. Lambda otrzymała łącznie blisko 295 tys. zł. Większość tej kwoty pochodziła od władz Warszawy. Ale na przykład 20 tys. zł dało Krajowe Biuro ds. Przeciwdziałania Narkomanii na program zdrowotny wśród mężczyzn uprawiających seks z mężczyznami. Stowarzyszenie otrzymało też 18 tys. euro z UE na realizację programu „Przekraczając granice", który miał zapobiegać społecznemu wykluczeniu gejów i lesbijek.
W podobny sposób wspierana jest cała masa organizacji fundacji, stowarzyszeń z KPH na czele (na dwuletni program dotyczący profilaktyki HIV/ AIDS dostała 133 tys. zł). Dzięki wsparciu Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej w ramach Funduszu Inicjatyw Obywatelskich od początku roku w całym kraju odbywają się bezpłatne szkolenia z reagowania na dyskryminację. W rzeczywistości chodzi o naukę walki z myślącymi inaczej. „Prezentowane w czasie warsztatu formy reagowania to m.in. list do redakcji list protestacyjny, petycja, polemika, formy organizowania dyskusji i protestów w Internecie i w realu" - reklamuje szkolenia feministyczna fundacja Efka.
Aby zmieniło się nasze spojrzenie na płeć i seksualność, uruchomiono wielką machinę.
Na razie się bronimy, bo zawsze byliśmy narodem przekornym, nielubiącym, jak mu się z góry coś narzucało. Druga strona działa dość ostrożnie, na razie - mówi ksiądz Oko.
Im więcej będziemy wiedzieć o genderowej rewolucji, tym skuteczniej będziemy mogli się przed nią bronić.
(źródło: Tygodnik Do Rzeczy, nr 19/019)