Uczniowie obserwowali Jezusa, gdy się modlił. Oni umieli recytować pacierze, śpiewać psalmy i hymny, nie umieli się modlić. Proszą, by ich Jezus nauczył tej sztuki rozmowy z Ojcem. Jezus kładzie nacisk właśnie na zwięzłość, podaje tylko kilka wezwań i chce, by uczniowie — równie usilnie jak Abraham
— prosili, kołatali, mając na uwadze jedną prośbę.
W modlitwie jest mało słów, a wiele zaufania i usilności uzyskania tego, o co prosimy. Życie samo decyduje o treści modlitwy. Raz znajdujemy się w sytuacji, gdy od rana do wieczora, w domu i w kościele, na ulicy i w sklepie, w pracy i odpoczynku powtarzamy jedną prośbę: „Ojcze, bądź wola Twoja”. To jest modlitewne dostosowanie swej woli do woli Ojca. Powoli serce bije w rytm tej prośby, modlitwa staje się rytmem serca.
W innej sytuacji, gdy człowieka gniecie poczucie winy, modlitwą staje się błaganie: „Ojcze, odpuść nam nasze winy”. Ta modlitwa powtarzana dzień po dniu prowadzi człowieka do kratek konfesjonału, do wyznania grzechów w sakramencie pokuty.
Jeszcze w innej sytuacji, gdy człowiek znajduje się w bliskiej okazji do grzechu, rozmodlone serce zaczyna wołać: „Ojcze, zbaw nas od złego”, „Ojcze, nie dopuść, abyśmy ulegli pokusie”. Taka modlitwa wzywa do wysiłku, by z okazją do grzechu zerwać, by jeszcze ściślej współpracować z Bogiem.
Autentyczna modlitwa zbliża do Boga, prowadzi do spotkania z Nim. Człowiek wówczas waży każde słowo i znacznie więcej słucha niż mówi. Tylko taka modlitwa kształtuje ludzkie serce, tylko taka jest twórcza.