Romek za nic nie mógł zrozumieć tych słów. Bolały go nawet trochę, bo chciał być kochany dla siebie samego, a nie z powodów jakichś religijnych przekonań. Bał się też tego, że jeśli teraz zacznie się nawracać, to zrobi to dla Marty, a nie ze względu na osobiste potrzeby. Negocjacje w tej sprawie ciągle kończyły się brakiem wspólnego stanowiska.
Marta poukładała sobie wszystkie inne sprawy, ale ta nie dawał a jej spokoju. Czuła, że musi podjąć ostateczną decyzję i że jest to jakiś dziwny wybór między Bogiem a Romkiem. Długo się modliła w tej sprawie. Cały miesiąc chodziła rozdarta między dwiema miłościami swojego życia: Panem Bogiem i Romkiem. Bardzo ją to zmęczyło, a jasność w decyzji nie przychodziła. Serce miała jakby przekrojone na dwa kawałki.
Któregoś wieczoru podjęła jednak karkołomną decyzję. Przyklęknęła i powiedziała Panu Bogu: "W końcu Ty jesteś tu Bogiem, a nie ja. Rób ze mną, co chcesz. Jak chcesz, żebym była starą panną to OK, jak chcesz żebym została zakonnicą - w porządku. W każdym razie albo ten mój Romek się nawróci i wtedy będę z nim, albo go zostawię. Bez Ciebie nie wchodzę w tę miłość!".
Poczuła ulgę. Następnego dnia oznajmiła Romkowi, że ich rozstanie jest ostateczne, że ona go bardzo kocha, ale wie, że nie może zakładać rodziny, w której Bóg będzie tylko w jednej połowie.
Romek próbował się bronić, ale Marta ze spokojem poszła w swoją stronę.
Po raz pierwszy odczuł, że nie była to zabawa czapli i żurawia. Próbował dzwonić do Marty, pisał do niej listy - wszystko bez odpowiedzi.
W końcu skapitulował. "Jak ci tak zależy, to już pójdę do tej spowiedzi" - powiedział w duchu.
Księdzu w konfesjonale wyznał od razu na wstępie, że ma nie do końca czyste intencje, że jest tu nie po to, by odzyskać wiarę, ale dziewczynę.
"W porządku! - powiedział spokojnie kapłan. - Pan Bóg i z takimi motywacjami daje sobie radę".
Od konfesjonału odszedł mocno spocony. Spowiadał się prawie półtorej godziny, a wydawało mu się, że to zaledwie pięć minut.
Nagle poczuł, że dopiero teraz zakochał się w Marcie, że dopiero teraz te wszystkie drobne różnice nie mają żadnego znaczenia w ich miłości. Głupio mu się zrobiło jedynie przed Panem Bogiem.
"Myślałem, że ci chodzi o to, żeby mi ją zabrać, a Ty chciałeś, żebym zobaczył, jak bardzo ją kocham!" - dziękował Bogu na modlitwie.
Chrześcijaństwo to kościoły, organy procesje, księża, Boże Narodzenie i Wielkanoc. Pogrzeby i śluby, ornaty i dzwonnice, Jasna Góra i Licheń.
Gdyby jednak zburzyć Jasną Górę i Licheń, i zburzyć wszystkie inne kościoły i budowle to chrześcijaństwo pozostanie.
Gdyby ogłosić Boże Narodzenie i Wielkanoc normalnym dniem pracy i zakazać ślubów i pogrzebów to chrześcijaństwo pozostanie.
Gdyby wymordować wszystkich księży i spalić liturgiczne księgi i szaty to chrześcijaństwo pozostanie.
Chrześcijaństwie zniknie, gdy zniknie miłość Boga i człowieka.