Z tą prawda się zgadzamy, ale czy przyjmujemy prawdę, że to życie nie ogranicza się tylko do doczesności, ale także otwarte jest na wieczność? I czy przyjmujemy prawdę, że do tej wieczności powinniśmy się przygotować?
Zapytałem kiedyś jedną dziewczynę, jak ona rozumie te słowa o mądrych kobietach, które czekają na oblubieńca i mają oliwę w swoich lampach.
Ona powiedziała po chwili namysłu: ilekroć zgrzeszę natychmiast biegnę, aby napełnić swoją lampę oliwą. Otóż: czuwać, naprawdę czuwać wobec Boga - czuwać, to znaczy czekać na Jego przyjście, już tutaj w moim życiu, żeby się spełniła Jego wola, żeby wypełnić Jego natchnienia - tak głęboko czuwać może tylko ten człowiek, który żyje w łasce, który odżałowuje natychmiast popełnione zło.
Jest taki rodzaj poczucia winy, taki rodzaj wewnętrznych sprzeczności, jakiegoś szamotania się, który pozbawiony bardzo jest właśnie tego przytomnego, czuwającego umysłu właśnie dlatego, że serce jest w grzechu, że to nie jest grzech wyznany Bogu, że nie pojednałem się z Nim.
Czuję się grzesznikiem, ubolewam nad tym, ale jest to na jakimś takim płytkim poziomie wciąż jeszcze niewyznanego grzechu. Grzechu, który nie spowodował we mnie skruchy. Grzechu, za który nie przeprosiłem ludzi, których on skrzywdził, zranił.
Wtedy nie potrafimy czuwać. Nawet gdy myślimy o Panu Bogu, gdy próbujemy się jakoś tam modlić - ta nasza modlitwa jest bardzo wybrakowana.
Jeśli nie pójdziemy do spowiedzi - a ci, którzy nie mogą iść i z całą szczerością nie wyznają swoich win Bogu i ludziom, których skrzywdzili - nie możemy się naprawdę modlić, nie możemy naprawdę czuwać przed Bogiem, aby przyjmować Go, gdy przychodzi.
Nie daj się zaskoczyć wiecznością. Nie bądź głupią panną.