Czy wolno w szabat dobrze czynić, czy wolno źle czynić? (Łk 6,9)
Lekarze podziwiają rękę jako cudownie skonstruowane i do wszystkiego sprawne narzędzie, zdolne wykonać maksymalną ilość najróżniejszych czynności.
Rękoma pracujemy na życie i przyjmujemy chleb codzienny.
Pomagamy sobie przy chodzeniu.
A nawet to, czego język nie jest w stanie wypowiedzieć, dopowie ręka.
Przez jej podanie okazujemy przyjaźń, poklepywaniem — przychylność.
Bronimy się nią przeciw agresorowi, błądzącemu wskazujemy drogę.
I wiele jeszcze innych rzeczy moglibyśmy wyliczyć.
Czymś strasznym jest, gdy ktoś nie ma rąk albo ma je takie jak ów człowiek z Ewangelii...
Z nadprzyrodzonego punktu widzenia jeszcze gorzej jest, gdy je ktoś posiada — i to zdrowe — ale nie używa ich do tego, po co je Bóg dał, jeśli nimi nie czyni dobra...
A jednak wielu z nas podobnych jest do tego człowieka z jedna uschniętą ręką...
Jedną służymy sobie, ale — mówiąc obrazowo — nie posługujemy się tą, którą mamy służyć drugim.
A to nie jest dobrze.
Jest to brak, który na początku służby Bożej trzeba publicznie wyznać słowami: Zgrzeszyłem bardzo... zaniedbaniem dobrego, że nie czyniłem dobra tam, gdzie była potrzeba, a miałem ku temu sposobność...
Przynajmniej w każde święto i niedzielę bierzemy udział w zgromadzeniu wierzących...
Jest w nim zawsze obecny także i Chrystus...
Patrzy na nas i mówi każdemu z osobna:
Wyciągnij rękę!
Tę suchą, która nie czyni dobra, która nie miłuje...
A w końcowym: Idźcie, ofiara spełniona! — daje nam wyraźny rozkaz wprowadzenia w życie tego, co w niej przeżyliśmy...
Posłuchajmy, a będziemy zdrowi.