W dzisiejszej Ewangelii Jezus namawia nas do podjęcia ryzyka.
Dlaczego?
Ponieważ nagroda jest o wiele więcej warta, niż możemy sobie wyobrazić.
Wprawdzie wybory dokonane przez tych, którzy zostali zaproszeni na ucztę, były dobre: jeden chciał obejrzeć nowo nabyte pole, inny wypróbować woły, a jeszcze inny chciał spędzić czas ze swoją świeżo poślubioną żoną.
Ale dokonując tych wyborów, utracili to, co najlepsze: zażyłość z gospodarzem uczty i uczestnictwo w intymnej przyjaźni z Nim.
Tak naprawdę, to my nic przeciwko Panu Bogu nie mamy.
Przeciwnie - cieszymy się, że jest, że jest taki dobry, że przygotował nam wyśmienitą ucztę.
Problem leży tylko w tym, że na każdą Jego propozycję, na każde Jego zaproszenie odpowiadamy "później".
Pole, woły, żona to różne wersje jednej wymówki: "nie mam dla Ciebie czasu".
Dużo jest wśród nas ludzi wierzących (tak przynajmniej twierdzą) a niewielu praktykujących.
Być zaproszonym a nie skosztować nawet ciasteczka to smutny obraz ludzi, dla których wszystko jest ważne z wyjątkiem tego, co najważniejsze.