Nawet przy tak szerokim potraktowaniu problemów człowieka, nawet przy wkraczaniu na teren jego życia duchowego, Służba Zdrowia nie jest w stanie pomóc w tych duchowych problemach, które są dla człowieka fundamentalne.
W wypadku psychiatrii zajmuje się ona różnymi przejawami życia duchowego, ale nie samym życiem duchowym. Można to powiedzieć inaczej w ten sposób, że psychiatria zajmuje się tym, co dzieje się niejako na powierzchni życia duchowego, ale nie ma możliwości sięgnięcia w głąb, do tych pokładów duszy, w których dokonuje się to, co najważniejsze; tam, gdzie w głębinach ducha ludzkiego odbywa się spotkanie z Bogiem, gdzie Bóg mieszka i oddziałuje posługując się przede wszystkim sumieniem.
Człowiek nie żyje w izolacji od reszty świata. Żyje w świecie.
Przejście przez świat nie odbywa się bez kolizji i dlatego po przejściu przez różne zjawiska, wydarzenia i środowiska człowiek wychodzi nieraz mocno poobijany. Sińce po razach, blizny po ranach, a nawet rany nie zagojone, pozostają na ludzkim ciele i w życiu psychicznym.
Kiedy Izajasz mówi o sińcach i ranach ludu, to sugeruje nam, że przejście przez różne doświadczenia historyczne może sprawić, że poobijany będzie nie tylko człowiek, ale i naród.
Nawet struktura biologiczna pewnych populacji jest zależna od takich przejść historycznych jak głód, wojna, czy katastrofy spowodowane przez siły przyrody.
Tym bardziej widoczne są sińce i blizny na tym, co w przenośni nazywamy „duszą narodu”.
Dzisiaj jest wiele narodów, które po przejściu przez dziesięciolecia indoktrynacji niezgodnej z naturą człowieka, mają chorą duszę. I tu pytamy, jak leczyć takie schorzenia, jaka dziedzina ludzkiej wiedzy i umiejętności może wyleczyć takie choroby.
To są epidemie, na które potrzebna jest większa moc niż ludzka.
Na tę moc wskazuje nam prorok Izajasz, mówiąc dziś do nas: Pan opatrzy rany swojego ludu j uleczy jego sińce po razach (Iz 30,26).
Rany na świadomości ludów i narodów ma szansę wyleczyć nie psychologia i nie socjologia, lecz właśnie religia, która jest nie tylko wiedzą, ale i sposobem na życie.
Może dlatego powiedziano, że wiek XXI będzie wiekiem religii, albo nie będzie go wcale.
Tylko zwrot ku Bogu, tylko przywołanie Boga do łoża boleści chorej ludzkości, może ludziom żyjącym w lęku i cierpieniach przynieść ulgę.
Także głębia ducha ludzkiego, to sanktuarium, w którym człowiek współżyje z Bogiem, też może doznać szwanku. Jeżeli mogła być zburzona świątynia Boga, którą jest Ciało Chrystusowe, to może również - niestety - zostać naruszona świątynia ludzkiego sumienia.
Grzech może spowodować bolesne rany u samych podstaw życia duchowego.
Tak głęboko nie sięgają możliwości psychiatry. Tam rany i sińce może uleczyć tylko Pan. Rany, o których mówimy, rany na świadomości narodów i na sumieniu człowieka, są nie tylko głębokie, lecz również rozległe. Pan Jezus własną ręką dotykał wielu ran i chorych miejsc, łaską uzdrowienia sięgał ludzkiego serca.
Na tyle ran i na rany tak rozległe Pan Jezus potrzebuje dzisiaj wielu rąk uzdolnionych do leczenia nawet najgroźniejszej choroby, jaką jest grzech.
Dlatego i dzisiaj posyła do chorego świata i do chorego serca ludzkiego swoich uczniów, mówiąc im: Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych, wypędzajcie złe duchy (Mt 10,8).
W dzisiejszej Ewangelii Jezus posyła nas razem z apostołami na swoje żniwo. Ten fragment ze św. Mateusza przywoływany jest często w kontekście powołania do życia konsekrowanego. Obraz robotników idących na cały świat aby przynosili plon bardzo sugestywnie przedstawia istotę powołania do służby Bożej: to nie zaproszenie do szczególnych zaszczytów, ale wezwanie do ciężkiej pracy.
Te słowa Jezus wyraźnie kieruje do swoich uczniów. Dlatego też na pierwszy rzut oka wydawać się może, że dziś obowiązują one przede wszystkim tych, którym poprzez święcenia kapłańskie przekazana została moc apostołów. Jeśli jednak zagłębimy się w ich sens, z łatwością odkryjemy, że Jezus mówi do każdego z nas. My, wszyscy ochrzczeni, jesteśmy bowiem robotnikami Pana i od nas wszystkich zależy wysokość plonu.
Spoczywa zatem na nas odpowiedzialność za zbawienie naszych braci.
O tym też można przeczytać w dzisiejszej Ewangelii: „Nie idźcie do pogan i nie wstępujcie do żadnego miasta samarytańskiego! Idźcie raczej do owiec, które poginęły z domu Izraela.” Mt 10,5-6. Myślę, że Jezusowi nie chodzi w tym momencie o to, żeby nas zniechęcać do misji w dalekich krajach. Nie każdy z nas może bowiem jechać z Dobrą Nowiną na inne kontynenty.
Jest to raczej zachęta do rozejrzenia się wokół siebie, bo i w naszym otoczeniu nie brakuje ludzi zagubionych, a każdy w swoim środowisku może zauważyć bez trudu, jak wielka jest potrzeba głoszenia Ewangelii – nie tylko słowem, ale przede wszystkim świadectwem swojego życia.
Dla osób świeckich (choć nie tylko) dobrym przewodnikiem w codziennej pracy w winnicy Pana jest rozdział „Praca apostolska” (960-982) z książki „Droga” św. Josemaríi Escrivy, założyciela Opus Dei. Opisuje on w niej wiele rodzajów apostolstwa, do którego wszyscy jesteśmy powołani: apostolstwo „intelektualne”, apostolstwo „cierpienia”, „dyskrecji i zaufania”, „wspólnego posiłku”, „dawania, ale nie za darmo”, „listów” a nawet „rozrywek” (!). Nawet pobieżna lektura daje wyobrażenie, na jak wielu polach codziennej działalności zwykły człowiek ma możliwość pracy prawdziwie misjonarskiej.
Nie jest to praca łatwa i wiąże się z nią wiele wątpliwości. Jednak słowa proroka Izajasza z dzisiejszego czytania wciąż są dla nas obietnicą Bożej opieki w tych trudnościach: „Twoje uszy usłyszą słowa rozlegające się za tobą: To jest droga, idźcie nią!, gdybyś zboczył na prawo lub na lewo” Iz 30,21.