Być może przeżywałeś (może przeżywasz właśnie teraz) tę głuchotę duszy, lęk, nieufność wobec otaczających cię ludzi, poczucie bezsensu życia...
Są one spowodowane twoim grzechem albo ranami zadanymi ci przez grzechy tych, którym ufałeś, których kochasz, na których liczyłeś, którzy zawiedli...
Człowiek ogłuszony takim doświadczeniem nie jest w stanie (tak przynajmniej uważa) wykrzesać z siebie jakiejkolwiek nadziei, nie może znaleźć w sobie jej źródła, popada w paraliż (nic nie jestem w stanie zrobić, nic nie muszę, nic nie chcę, wszystko mi już obojętne).
Szatan osiąga sukces, osadził cię w okopach niemożności i bezsensu...
Nie ma wyjścia?
Tak, człowiek nie może, nie chce, nie musi, nie ma nadziei..., gdy jest sam, a raczej, sam na sam z demonem, który go gnębi i któremu nie ma już siły się przeciwstawić.
W Adwencie sporo czasu spędzamy nad Jordanem.
To tutaj św. Jan wzywa nas byśmy postawili w naszym życiu na Boga, który przychodzi, który jest już blisko... w Jezusie Chrystusie.
Wzywa do porzucenia lęku i beznadziei: „Nie lękaj się, przychodzę ci z pomocą. Nie bój się, robaczku Jakubie, nieboraku Izraelu! Ja cię wspomagam, mówi Pan, odkupiciel twój, Święty Izraela”(Iz 41,13-14).
Woła, abyśmy wyszli z okopów.., żebyśmy zawalczyli o siebie, o to co najważniejsze w naszym życiu, o nasze zbawienie, żebyśmy zaczęli żyć ofensywnie: „A od czasu Jana Chrzciciela aż dotąd królestwo niebieskie doznaje gwałtu i ludzie gwałtowni zdobywają je”(Mt 11,12).
Powiesz może: św. Jan, Jordan, pustynia – to historia, tyleż samo pięknie co i bezowocnie o niej rozmawiać, w końcu jaki to może mieć wpływ na moje życie?. Może mieć wpływ.
Zdarzyło mi się, nie raz, przeżywać poczucie bezsensu i niemożności, zawsze wtedy spotykałem Proroka znad Jordanu.
(Słowo wśród nas)