Kto chce pójść za Mną... niech Mnie naśladuje.
A naśladowanie Chrystusa nie będzie polegało na powtarzaniu Jego zewnętrznych zachowań.
Choćbyśmy nawet potrafili cudów dokonywać tak jak On.
Możemy, owszem, powtarzać wiele Jego powiedzeń, gestów i czynów (np. podobnie jak On stanowczo karcić różnych faryzeuszów, udzielać pouczeń i napomnień lub zaprowadzać porządki w świątyni).
Ale to jeszcze nie będzie to, o co chodzi.
Kiedy małpa zagra na akordeonie, nie znaczy to jeszcze, że stała się ona muzykiem (A. de Mello).
Nasze tylko zewnętrzne naśladowanie Chrystusa wnet prowadziłoby donikąd.
Aby prawdziwie naśladować Chrystusa, trzeba po prostu stać się Chrystusem.
A stać się Chrystusem - to znaczy zaszczepiać w sobie Chrystusowe cnoty: Jego pokorę, łagodność, wyrozumiałość, wstrzemięźliwość, posłuszeństwo.
Zwłaszcza te cnoty, którymi zajaśniał na drodze krzyża.
Niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje.
A więc przyswajać sobie Chrystusową cierpliwość, wytrwałość, poddanie woli Bożej, czyli to zaparcie się siebie, szczególnie tu przez Niego podkreślone.
Doskonały wzór wymienionych tutaj cnót odnajdujemy w każdej Ofierze Mszy św.
Słowa na jej zakończenie: Idźcie w pokoju Chrystusa muszą dla nas znaczyć: Idźcie za Nim.