Ponieważ Lewi, syn Alfeusza, siedział w bramie i pobierał cło, przez cały dzień spotykał się tylko z pogardliwymi i nienawistnymi spojrzeniami.
Pewnego razu przechodził obok Jezus. I spojrzał na niego. Ale inaczej. Inaczej jak wszyscy. Cła jednak nie zapłacił. Przeciwnie, żądał. Nie chciał pieniędzy. Chciał jego samego... i to całego: „Pójdź za Mną". I Lewi natychmiast wstał, aby zostawić dotychczasowe wartościowanie rzeczy i osób, a wziąć Chrystusowe miary i wagi, które są zupełnie inne. A to wszystko, co nastąpiło potem, było już naturalnym skutkiem tego pierwszego kroku.
Opuścił spokojnie miejsce, aby udać się nie wiadomo gdzie. Społeczną pozycję zastąpił szaleństwem krzyża. A spokojne życie niemożliwymi do przewidzenia wydarzeniami. Wstał i poszedł za Nim — pisze Ewangelia.
I my przechodzimy obok grzeszników. Każdego dnia.
Jak na nich patrzeć, jak się wobec nich ustosunkować — pokazał to nam Jezus.
A jak my — my, grzesznicy — mamy odpowiedzieć na Jego wezwanie, pokazał nam Mateusz.
I do mnie adresuje to wezwanie: Chodź za Mną!
Powtarza je często głosem sumienia. Wołaniem Kościoła. I przykładem kogoś z naszego otoczenia.
Woła nas, byśmy żyli według Jego wzoru — w świętości... Woła wszystkich.
Wielu się wymawia, że nie pozwala na to ich temperament, że są chorzy, że mają żonę i dzieci, stanowisko i majątek, że życie w przeszłości nie było piękne... Nic z tego nie jest przeszkodą w drodze za Chrystusem. Przeciwnie, to wszystko stanowi powód, by zdecydowanie powstać z miejsca i iść za Nim.
Zwłaszcza dotychczasowe grzechy są tu powodem. Rzeczywistą przeszkodą jest jedynie obecny grzech — przywiązanie do niego, brak chęci zostawienia swojego intratnego, wygodnego i przyjemnego urzędu celnego...
Jak szczęśliwą zamianę uczynił Lewi — zrozumiał to dopiero po swoim odważnym kroku. Na znak radości wydał ucztę (Łk 5, 29), na której było wielu grzeszników, uczniowie i Jezus.
Wniosek z dzisiejszej medytacji:
Warunkiem uczestnictwa w wiecznej uczcie z Jezusem jest decyzja pozostawienia swojej komory celnej i naśladowanie Go we wszystkim.
Najbardziej zaś w tym, że nie przechodzimy wobec grzeszników z pogardliwym i pełnym nienawiści spojrzeniem, ale zawsze z miłością, która odpuszcza, służy i wzywa.