Być może w naszych oczekiwaniach, by inni postępowali, dokonywali wyborów, zgodnych z naszymi zapatrywaniami. By myśleli i czynili tak, jak my byśmy chcieli.
A może wydaje się nam, że znamy czyjeś motywacje i wiemy, dlaczego tak, a nie inaczej postępuje. Oskarżamy o złe intencje. Nie próbujemy wyjaśniać, pytać, rozmawiać, tylko coraz bardziej nastawiamy się krytycznie i tak naprawdę nie wiemy dlaczego. Sami z siebie, tak z dnia na dzień, nie zmienimy swojego nastawienia.
Możemy jednak takie sytuacje ogarniać modlitwą, prosić, by Bóg przemieniał nasze niewłaściwe postrzeganie, odebrał naszą niechęć.
Pan Bóg stawia na mojej drodze różnych ludzi. Te kontakty obnażają często prawdę o mnie samym. Najlepiej mogę ją poznać w trudnych relacjach. Tych, które nie przynoszą radości i zadowolenia, bo wtedy dopiero mogę zobaczyć co dobrego, a co złego jest we mnie.
Niestety, zbyt często marnuję dar bliźniego.
Czego oczekuję od drugiego człowieka? Zrozumienia, miłości, przyjaźni, zainteresowania sobą, wyróżnienia, jedyności, zachwytu?
Bo jeśli tak, to zawsze odczuwać będę niedosyt. Każdy kontakt z drugim człowiekiem, który nie ziści moich pragnień będzie nieudany i zmarnowany.
Będzie rodził rozczarowanie i obwinianie.
Ale Bóg nie zostawia mnie w mojej słabości samej, chce mi pomagać. Wystarczy Go zaprosić do każdej trudnej relacji. By pomógł mi ją dobrze przeżywać.
Bym uczył się miłowania drugiego człowieka. Tego, którego nie lubię, tego, który mnie skrzywdził, tego, który mnie nie lubi, nie spełnia moich oczekiwań.
Pomodlę się za tych, których ranię, osądzam, krzywdzę oskarżeniami, pomówieniami. Ofiaruję za nich jakiś uczynek miłosierdzia.