Skądinąd jest to niedowiarstwo dla nas wartościowe. Bo któż to nie dowierza? Nie wrogowie.
Właśnie arcykapłani potraktowali ten cudowny fakt jak najbardziej poważnie.
Jeżeli zaś nie dowierzali uczniowie i przyjaciele - to najlepszy dowód, że powstanie Chrystusa z grobu nie było ich urojeniem ani mistyfikacją.
Lecz w końcu całe to niedowiarstwo musiało mieć jakieś granice. I wygląda na to, że już sam Pan Jezus miał tego niedowiarstwa dość:
Wyrzucał im brak wiary i upór.
Chodziło przecież o zbyt ważne rzeczy. Chodziło o wiarygodność tego wszystkiego, co Chrystus głosił. Za co oddał życie. I co potwierdził właśnie swoim zmartwychwstaniem.
Czy jednak nie mógłby On również nam zarzucić jakiegoś niedowiarstwa? Czy pewne elementy Jego nauki nie budzą naszych oporów? Czy przyjmujemy bez zastrzeżeń takie prawdy, jak zmartwychwstanie naszego ciała, sprawiedliwość ostateczną i żywot wieczny?
Albo zapewnienia Chrystusa, że ubodzy i cierpiący posiądą królestwo niebieskie. Że smutni będą pocieszeni. Głodni nasyceni. A miłosierni dostąpią miłosierdzia?
I takie zasady, jak nierozerwalność małżeństwa, wierność małżeńska, czystość stanu, jak wstrzemięźliwość, ustępliwość, wyrzeczenie, przebaczenie i inne znaki przynależności do Chrystusa?
Chyba nie ośmielamy się wypowiadać na głos swego niedowierzania. Ale nasza codzienna postawa praktycznie może wyrażać takie niedowierzanie.
Swoim zmartwychwstaniem Pan Jezus potwierdza głoszone przez siebie prawdy i zasady, i utwierdza naszą wiarę w ich słuszność.
Módlmy się w czasie tej Mszy św. o łaskę wiary.