Dzisiejsze święto ukazuje nam bardzo szczególne spotkanie, spotkanie dwóch matek, spotkanie Maryi i Elżbiety.
Jednocześnie jest to także pierwsze spotkanie Jezusa i Jan Chrzciciela, wprawdzie jeszcze w łonach swoich matek, ale przecież spotkanie pełne wielkiej, niezwykłej, Bożej radości.
Gdy anioł Gabriel zwiastował Maryi, że ma zostać Matką Syna Bożego wtedy też dowiedziała się, że jej krewna Elżbieta mimo późnego wieku również spodziewa się dziecka. „A oto również krewna Twoja, Elżbieta, poczęła w swej starości syna i jest już w szóstym miesiącu ta, która uchodzi za niepłodną” – tak powiedział do Maryi archanioł Gabriel.
Gdy tylko Maryja dowiedziała się, że będzie matką Syna Bożego natychmiast udała się do Ain Karin, do Elżbiety, aby podzielić się swoją radością. Ale pewnie był też inny, bardziej przyziemny powód tej wizyty. Pewnie Maryja poszła do Ain Karin, do Elżbiety przede wszystkim po to, aby pomóc jej z codziennych zwykłych pracach domowych, w codziennych kobiecych zajęciach. Pamiętajmy, że to były czasy zupełnie inne od dzisiejszych. Że nie było wtedy tych wszystkich urządzeń, do których my dziś tak bardzo jesteśmy przywiązani i bez których nie możemy sobie życia wyobrazić. Wtedy praca kobiety była o wiele cięższa, niż dziś.
Tradycja mówi, że Elżbieta była dla Maryi najbliższą krewną, że w tym czasie obydwoje jej rodzice już nie żyli. Popatrzmy, jak niezwykła była postawa Maryi. Ona, która miała zostać Matką samego Boga idzie, aby pomagać w zwykłych domowych pracach. Jaka to wielka pokora i jaka wielka miłość bliźniego.
„Błogosławiona jesteś między niewiastami i błogosławiony jest owoc Twojego łona”. Niezwykłe były słowa, którymi Elżbieta powitała Maryję. Tak niezwykłe, że powtarzamy je do dziś dnia, za każdym razem, gdy odmawiamy różaniec czy chociażby tylko samo „Pozdrowienie Anielskie”.
Do dzisiaj podziwiamy i powtarzamy za Maryją ten przepiękny hymn na cześć Boga „Magnificat”, który ona wtedy wypowiedziała, a który słyszeliśmy w dzisiejszej Ewangelii. Do dzisiejszego dnia ten sam hymn odmawiają wszyscy księża i zakonnicy przy swojej wieczornej modlitwie. Maryja dziękuje Bogu za Jego miłość i miłosierdzie, za to, że zesłał swojego Syna, aby stał się Zbawicielem świata. Maryja wychwala i uwielbia Boga, który jest sprawiedliwy i zawsze dotrzymuje swoich obietnic. To bardzo piękna modlitwa. Piękna, bo zawiera tyle radości i uwielbienia Boga. A radość i wdzięczność Bogu to coś, czego człowiekowi może szczególnie dzisiaj potrzeba.
To prawda, że żyjemy dziś w trudnych czasach. To prawda, że mamy wiele, może coraz więcej kłopotów, zwłaszcza na polskiej wsi. To prawda, że nie wszystko się nam zawsze udaje, nie wszystko idzie po naszej myśli. Ale też prawdą jest to, że zawsze jest i za co Panu Bogu podziękować. Trzeba tylko zobaczyć, jak wiele o Niego otrzymujemy każdego dnia.
Czy nie jest tak, że wtedy, gdy nam coś nie wychodzi, gdy coś się nie udaje, to zaraz mamy o to pretensje do Pana Boga, ale kiedy tylko stanie się coś dobrego, to zaraz przypisujemy to tylko samym sobie. Czy taka postawa nie jest z naszej strony jakąś niewdzięcznością? Dlaczego tak często nie zauważamy, jak wiele dobra zawdzięczamy Bogu?
Dlaczego tak jest, że potrafimy tylko Pana Boga prosić. Mówi się nawet, że „jak trwoga to do Boga”.
I dużo jest w tym prawdy. Kiedy nas spotyka coś trudnego, coś, z czym nie bardzo potrafimy sobie sami poradzić, to wtedy zwracamy się do Boga, to wtedy potrafimy Go prosić, nawet często składamy różne obietnice... Ale kiedy mija to zagrożenie czy niebezpieczeństwo, to bardzo często zapominamy o Panu Bogu całkowicie. Tak wygląda nasza wdzięczność.
Ale tak wcale nie musi być, możemy się uczyć wdzięczności, prawdziwej wdzięczności Bogu właśnie od Maryi. Spójrzmy także na wrażliwość Matki Bożej na ludzkie potrzeby. Po zwiastowaniu wcale nie myślała osobie, ale przede wszystkim pomyślała o Elżbiecie, która wtedy właśnie potrzebowała jej pomocy.
Z kuchni, jak zwykle, dobiegł głos kobiety:
Obiad gotowy!
Mąż, który czytał gazetę, i dwaj synowie, oglądający telewizję i słuchający muzyki, z hałasem zasiedli do stołu i niecierpliwie przekładali sztućce.
Weszła kobieta.
Lecz zamiast zwykłych, pachnących dań, postawiła na środku stołu talerz, na którym znajdowała się spora kupka siana.
Ależ... co to jest? - zawołali trzej mężczyźni.
Czyś ty oszalała?
Kobieta spojrzała na nich i odparła z anielskim spokojem:
No tak, jak mogłam się spodziewać, że to zauważycie?
Gotuję wam od dwudziestu lat i przez cały ten czas nie usłyszałam od was ani jednego słowa, które dałoby mi do zrozumienia, że nie przeżuwacie siana.
A my? Czy widzimy tych, którym potrzebna jest pomoc? A może udajemy, że nie ma takich, że ich nie widzimy, że nasze problemy są najważniejsze, że to inni są od tego, żeby pomagać. I w ten sposób znajdujemy sobie wytłumaczenie. I w ten sposób bardzo łatwo uspokajamy swoje sumienia.
My Polacy bardzo często modlimy się do Matki Bożej. Szczególnie w maju, czy w październiku.
Oddajemy Jej cześć jako naszej Matce i Królowej. Pielgrzymujemy do Jej sanktuariów. Szczycimy się tym, że ona jest Królową naszego Narodu.
Ale czy za tą naszą Maryjną pobożnością idą nasze czyny? Czy za tym idzie nasze życie. Czy próbujemy Maryję naśladować w naszym codziennym życiu?