Potem w moim śnie ujrzałem Jezusa, który szedł naprzód. On również szedł boso. Szedł wolno, ale zdecydowanie. Ani razu nie zranił sobie stopy. Jezus szedł i szedł. Wreszcie dotarł do nieba i tam usiadł na wielkim, złocistym tronie. Spoglądał w dół, obserwując tych, którzy usiłowali wejść. Spojrzeniem i gestami zachęcał ich.
Zaraz po Nim szła również Maryja, Jego Matka. Maryja szła jeszcze szybciej niż Jezus. Wiecie dlaczego? Stawiała swe stopy na śladach pozostawionych przez Jezusa. Szybko dotarła więc do Syna, który posadził Ją na wielkim fotelu, po swej prawej stronie. Maryja również zaczęła dodawać otuchy tym, którzy wspinali się i zachęcała ich, by szli po śladach, zostawionych przez Jezusa, tak jak sama to zrobiła.
Ludzie rozsądni tak właśnie postępowali i szybko posuwali się ku niebu. Inni skarżyli się na rany, często zatrzymywali się, czasami rezygnowali zupełnie i upadali na brzegu drogi, zwyciężeni przez smutek.
Opowiadają, że w ostatnich latach życia, ks. Bosko z trudem chodził. Często ci, którzy widzieli go przechodzącego przez dziedziniec pytali:
Dokąd ks. Bosko idzie?
Odpowiedź zawsze była taka sama:
Do nieba.
Obyśmy wszyscy moglibyśmy tak powiedzieć przy każdym kroku naszego życia:
Idę do Ciebie, Panie!
Niebo. Może sądzisz, że to wszystko jest zbyt piękne, aby mogło być prawdziwe? Ale przecież otrzymaliśmy gwarancję od samego Boga! Przez swoje wniebowstąpienie Jezus umożliwił nam dostęp do tronu Boga Ojca. Obyśmy tylko zawsze chcieli tam zdążać. Pamiętajmy - nasze miejsce jest w niebie!