Jest wraz ze św. Judą Tadeuszem patronem Diecezji Siedleckiej.
Św. Juda - ze względu na złe skojarzenia, jakie jego imię wywołuje z powodu Judasza - (apostoła-zdrajcy), jest nazywany jeszcze Tadeuszem.
Na kartach Ewangelii niewiele jest o nim wzmianek.
Św. Juda Tadeusz zostawił piękny List, który należy do ksiąg Pisma świętego.
To dowodzi, że św. Juda był człowiekiem wykształconym.
Tradycja starochrześcijańska przekazała nam pewne nowe informacje o św. Judzie Tadeuszu.
I tak Hegezyp, który żył we wieku II, podaje, że Apostoł był żonaty, gdy przystąpił do grona uczniów Pana Jezusa, podobnie jak św. Piotr.
Dlatego podejrzliwy na punkcie swojej władzy Domicjan, nakazał sprowadzić do Rzymu wnuków św. Judy w obawie, by jako „krewni” Chrystusa nie chcieli kiedyś sięgnąć po władzę cesarską. Kiedy jednak przekonał się, że są to ludzie prości i bez aż tak wielkich ambicji, odesłał ich do domu.
Późniejsze świadectwa głoszą, że św. Juda po Zesłaniu Ducha Świętego głosił Ewangelię: w Palestynie, w Syrii, w Egipcie i Mezopotamii. Śmierć męczeńską miał ponieść w Libanie lub w Persji.
W Edessie powstała legenda, że św. Juda miał spotkać się z tamtejszym królem Abgarem i w ten sposób miał spełnić obietnicę Pana Jezusa. Król bowiem zaprosił Pana Jezusa do siebie. Chrystus Pan miał mu przyrzec, że mu pośle swojego ucznia.
Jest taka piękna historia o wróblu.
Żył sobie kiedyś pewien szary wróbel, którego życie było nie kończącym się pasmem zmartwień i kłopotów.
Był jeszcze w skorupie, a już miał swoje problemy:
Czy uda mi się wydostać z tej twardej skorupy?
Czy, nie wypadnę z gniazda?
A czy moi rodzice zdołają mnie wyżywić?
Zaledwie uporał się z tymi zmartwieniami i miał wyfrunąć w powietrze po raz pierwszy, pojawiły się już następne wątpliwości:
Czy, moje skrzydła zdołają mnie utrzymać?
A jak rozbiję się w drobiazg?...
Kto mnie pozbiera?
Kiedy, mógł już latać, to znów zaczął narzekać:
Czy uda mi się znaleźć żonę?
Czy zdołam zbudować gniazdo?
Pokonał również i te problemy, ale wciąż się zadręczał:
Czy wylęgną mi się pisklęta?
A co będzie, jeśli urwie się gałąź i cała moja rodzina zginie?
A jeśli jakiś sokół rozszarpie moje pisklęta?
I czy w ogóle zdołam je wyżywić?
Kiedy wykluły się zdrowe, wesołe i śliczne pisklęta zaczęły już trzepotać skrzydełkami, wróbel wciąż narzekał:
Czy oby mają wystarczająco dużo jedzenia?
Czy uda im się uciec przed kotem i innymi drapieżcami?
Pewnego dnia pod drzewem zatrzymał się Jezus.
Wskazał palcem na wróbla i powiedział:
Spójrzcie na te ptaki niebieskie: nie sieją, nie orzą, nie zbierają żniwa... a Pan Niebieski żywi je.
Wtedy to szary wróbel zdał sobie sprawę, że niczego mu nie brakowało...
Nie uświadamiał sobie tego.
To dzisiejsze święto, kiedy wspominamy patronów od spraw beznadziejnych, każe nam uświadomić sobie, że przez życie nie idziemy sami. Bóg nas kocha i o nas się troszczy... Obyśmy o tym tylko nie zapominali...