– Moje muzułmańskie koleżanki mogą nosić w pracy chusty, podczas gdy mnie nie wolno pokazywać, że jestem chrześcijaninem – mówi Aziz, którego historię opisuje „Rzeczpospolita”. Według niego zakłady transportowe okazują zbyt wielką tolerancję wyznawcom Allaha. – W naszej firmie członkom jednej religii wolno wszystko, a drugiej nie wolno nic! – skarży się.
Sąd pracy przyznał jednak rację pracodawcy, który argumentował, że noszenie łańcuszków na szyi, bez względu na to, czy wisi na nich krzyżyk, czy nie, jest niezgodne z regulaminem. – Noszenie łańcuszka na wierzchu munduru zagraża bezpieczeństwu pracownika, bo mogą się one w coś zaplątać. Chusty islamskie nie stanowią takiego zagrożenia – broniły się Państwowe Zakłady Transportowe.
Aziz złożył apelację od wyroku. Ta jednak również zakończyła się jego porażką. Sąd apelacyjny uznał, że pracodawca nie dopuścił się w żadnym razie dyskryminacji z przyczyn religijnych, zakaz nie dotyczy bowiem krzyżyka, tylko łańcuszka. - Pan Aziz może nosić krzyżyk w pierścionku, bransolecie lub jako kolczyk w uchu – poradził mu sąd w uzasadnieniu wyroku.
Motorniczy, który uciekł z Egiptu, aby uniknąć prześladowań religijnych, wyrok sądu podsumowuje jednoznacznie. – Myślałem, że Holandia jest krajem chrześcijańskim, ale teraz wszystko się zmieniło. Żyję w kraju Trzeciego Świata – podkreślał.