Monolog wewnętrzny to dialog, jaki toczymy dzień w dzień sami ze sobą. Rozmowa „ja” z „ja”, w odpowiedzi na aktualne wydarzenia, pojawiające się problemy czy poruszone wspomnienia. Nasz wewnętrzny głos komentuje, pyta, stwierdza, ocenia, podpowiada, kierunkuje, prowadzi. Może być pozytywny, pełen zaufania, dodający sił, podkreślający nasze zalety, oparty na naszych sukcesach. I wprost przeciwnie – przypomina nam o naszych wadach i porażkach, odbiera nam pewność i wiarę w siebie, wymaga zbyt dużo bądź odbiera nadzieję. Jego treść – pozytywna lub negatywna - odzwierciedla/wpływa na nasz sposób postrzegania siebie, nasz stosunek do siebie samych. Gdy jesteśmy pewni siebie, czujemy się dobrze ze sobą a towarzyszący nam monolog jest pozytywny. I odwrotnie. Początek asertywności, rozumianej przede wszystkim jako określona postawa wobec siebie i innych bierze się m. in. z zatrzymania/skupienia nad treścią naszego monologu, gdyż to ona blokuje lub uruchamia zachowania asertywne. Jedno „niewinne” zdanie z serii „Nigdy nie będę w tym dobry…” wystarczy, by właśnie „nigdy” nie zdecydować się na wybór asertywności jako zachowania w różnych trudnych interpersonalnie sytuacjach (np. zareagowanie na raniącą krytykę ze strony koleżanki z pracy).
Nie jest to proces nieświadomy, choć tak bardzo zintegrowany z naszym funkcjonowaniem, że trudno zdać sobie sprawę z jego treści. Mamy jednak wpływ na tego naszego nieustannego „towarzysza”. Z jednej strony chwila skupienia i uwagi wystarczy, by bez trudu go „usłyszeć”, czyli uświadomić sobie, co mówimy sami do siebie w różnych sytuacjach. Z drugiej możemy go kontrolować i celowo zmieniać tak, by to, co mówimy sami do siebie służyło naszemu dobru i szczęściu. W każdym momencie naszego życia możemy nauczyć się jak to robić. Nie jesteśmy skazani na przyzwyczajenia i nawyki.
Najłatwiej/najprościej poradzić sobie (w znaczeniu – wpłynąć na ich zmianę) z negatywnymi myślami związanymi bezpośrednio z tym, co akurat, w danym momencie robimy i co dzieje się wokół nas. Często jednak pojawiają się również w naszej głowie teksty powtarzające się niezależnie od okoliczności w jakich się znajdujemy. Ich dokładniejsza analiza prowadzi do wniosku, że mówimy je do siebie w niezmienionej formie i od „niepamiętnych czasów”. Nosimy w sobie zdania naszych rodziców i innych ważnych osób naszego dzieciństwa. Bardzo często to ten „rodzic w nas” mówi nam jacy jesteśmy a jacy nie jesteśmy, co powinniśmy a czego nie powinniśmy, co wypada, a co nie wypada, co musimy a czego nie itd. Czy w to wierzymy czy nie/czy to akceptujemy czy nie pozostajemy ciągle pod ich silnym wpływem, mimo upływu lat. I to ten rodzaj myśli najtrudniej „wyciągnąć” do świadomości i najtrudniej zmienić. Na ich dobór nie mieliśmy wpływu, bo dziecko uczy się siebie w oczach „większych niż on”, których obdarza całkowitym zaufaniem. Jako dzieci nie mieliśmy wyboru, które z tych zdań przyjmiemy za swoje, bo każde z nich było dla nas jedyną i absolutna prawdą o nas samych, o innych, o świecie, bo rodzicie nie kłamią i byli początkiem i końcem naszego ówczesnego świata. Logika całkowitej zależności małego dziecka ma tylko jeden kierunek: „oni mają rację”. Nie jesteśmy jednak w sytuacji bez wyjścia. Zmiana, choć bywa trudna, jest możliwa w oparciu o naszą odpowiedzialną i dorosłą już dzisiaj decyzję. Na tym polega fascynująca siła człowieka – możliwość ciągłego rozwoju i poznawania siebie. By bardziej akceptować i by bardziej kochać siebie samego.
Zacznijmy od identyfikacji tych elementów naszego monologu wewnętrznego, które nie pozwalają nam być sobą. Są to myśli i przekonania na nasz własny temat, które powodują, że nie podejmujemy ważnych dla nas działań związanych np. z wyrażeniem i obroną swojego zdania, odmową „drobnej” lecz niewygodnej dla nas przysługi, ujawnieniem swojego gniewu i niezadowolenia w konstruktywny sposób, przeciwstawieniem się cudzej agresji lub niesprawiedliwej krytyce czy choćby publicznym zabraniem głosu w istotnej z naszego punktu widzenia sprawie na zebraniu zespołu. Towarzyszy im niekiedy uporczywe roztrząsanie „co by było gdybym zrobił to czy tamto”, a ciągłe rozmyślanie o niepowodzeniach i ograniczeniach prowadzi do głębokiego smutku i/lub złości skierowanej przeciwko samemu sobie. Zwykle i…po fakcie wiemy, jak chcielibyśmy zachować się w danej sytuacji, potrafimy rozważyć na spokojnie możliwe i satysfakcjonujące nas rozwiązania, jednak pozostając „w centrum” wydarzeń dajemy się oszukać samym sobie. Dajemy sobie wmówić, że „jesteśmy zbyt nieśmiali, by zadbać o swoje potrzeby”, że „jesteśmy tacy głupi, że nikt na pewnie nie będzie chciał nas słuchać”, że „nigdy mój szef nie zgodzi się nam moja propozycję” lub że „moja praca jest nic nie warta” a tak w ogóle „to jestem dzisiaj w złej formie i może jutro…”. Czy któreś z tych zdań brzmią dla Ciebie znajomo? Zamiast dodawać sobie odwagi i sił, zamiast prób i podejmowania osobistego ryzyka walki o siebie samych, naszą emocjonalną równowagę, wzrost pewności siebie poddajemy się zniechęceniu i rezygnujemy z sięgnięcia po zachowania asertywne. Nie dajemy sobie prawa: do bycia sobą, wyrażania siebie (swoich opinii, postaw i potrzeb, uczuć) do posiadania swoich praw (!), do rozwoju itd. Trudno sięgać po asertywność, która zbudowana jest na świadomości i obronie własnych praw, gdy nie potrafimy ich określić lub ni pozwalamy im zaistnieć w głębi nas samych/naszej istoty. (Za)Pamiętaj, że możesz to zmienić!
Istnieje kilka kategorii myśli - zdań naszego wewnętrznego krytyka, które powstrzymują nas od bycia sobą.
Jeśli słyszysz, często zanim jeszcze przystąpisz do jakiegokolwiek działania „Nie uda mi się”, „Nie poradzę sobie z tym zadaniem”, „Mogę stanąć na głowie a to i tak niczego nie zmieni”, „Będę skompromitowana”, „On na pewno się obrazi i sobie pójdzie”, to Twoim anty-asertywnym „towarzyszem” jest katastrofizowanie. Polega ono na przewidywaniu własnej porażki na długo zanim mogłaby ona rzeczywiście czy w ogóle mieć miejsce! Cała nasza energia psychiczna, która mogłaby służyć pozytywnej zmianie lub dążeniu do osobistego rozwoju poprzez naukę nowych umiejętności marnuje się na pesymistyczne i wyolbrzymione przewidywania oraz wyobrażanie sobie „czarnych scenariuszy”, które na pewno wydarzą się, jeśli ja podejmę próbę zachowania asertywnego. I tak, uczestnicząc w sympatycznym ogólnie przyjęciu w gronie przyjaciół, podczas ożywionej dyskusji na temat głośnej obecnie w mediach sprawy XXXXX powstrzymuje się od powiedzenia tego, co naprawdę myślę, bo…myślę…”będą patrzeć na mnie z litością lub pobłażaniem. A z boku n pewno będą się śmiać. Kto zresztą zrozumiałby o co mi chodzi, tylko się skompromituje i nikt z nich nie zaprosi mnie już do siebie na kolejną imprezę”.
Myśli samokarzące to z kolei rozpychające się w nas ogólne przekonanie z serii „Jestem do niczego”. W tym wypadku dostrzegamy wyłącznie negatywne aspekty podejmowanych przez nas czynności i bez litości oceniamy siebie w sytuacji doznanej porażki. Nie dość, że coś nam się nie udało (co nota bene jest nieuchronną częścią życia każdego z nas), to jeszcze sami sobie „dokładamy do pieca” i słuchamy z pokorą, jak to „Zawsze musimy coś popsuć” i jak to „Wcale nie jesteśmy tacy wspaniali, jak sobie wyobrażaliśmy” i że nie pozostaje nam nic innego jak „Wstydź się! Wstydź! Kto by pomyślał, że możesz się tak zachować!?”. Najsmutniejsze, że te zdania są naszego własnego autorstwa. Nie potrzebujemy wrogów, by nas zniszczyli, największymi wrogami jesteśmy wtedy sami dla siebie.
Nie pozwala nam również na bycie sobą monolog wewnętrzny związany z normami i powinnościami ograniczającymi nasze prawa do asertywnego zachowania. Jego sztandarowe hasła to: „Nie wolno mi” , „Nie powinienem”, „Muszę”. Jego działanie opiera się na przywoływaniu myśli, które w imię uznawanych (pozornie przeze mnie) norm i zasad blokują nasze zachowania asertywne. Wiem przecież „od zawsze”, że „Nie należy prosić”, że „Innych nie wolno denerwować”, że „Nie powinnam się wymądrzać”, że „Zawsze muszę zachować twarz” a „Mówienie NIE osobom starszym ode mnie jest po prostu niegrzeczne”.
Zdania negatywne na nasz temat, nasze osobiste „Nie jestem ok.” to kolejna grupa myśli, za pomocą których nasz umysł uniemożliwia nam zadziwienie nad tym nieopisanym cudem, jakim jesteśmy poprzez to, ze jesteśmy – jedyni i niepowtarzalni. Niestety, znamy to wszyscy i każdy z nas wydoskonalił się w negatywnych ocenach na temat swoich cech czy zachowań, z których nie jest dumny. Koncentrując się przesadnie na naszych słabościach zapominamy o tych elementach naszej osoby, które dowodzą naszej siły. Jesteśmy zatem, w zależności od okoliczności: „natrętni i marudni”, „nieatrakcyjni”, „śmieszni i dziecinni”, „niepotrzebni nikomu”, „zbyt nerwowi”, „zbyt powolni”, „zbyt słabi” albo „w złej formie”. Jakby jeszcze tego było mało „nie umiemy podejmować decyzji”, „naprawdę nie mamy nic ciekawego do powiedzenia” i „nie potrafimy wzbudzić zainteresowania”. Myślę, że wystarczy, aby rozpoznać tego „przeciwnika”.
Ostatnim, pracującym na nasza niekorzyść sposobem myślenia są wygórowane warunki asertywności, czyli stawianie sobie „poprzeczek” (z dużym prawdopodobieństwem nie do przeskoczenia) , od których uzależniamy nasze asertywne zachowanie. Oto przykłady:
„Powiem mu o mojej wściekłości, gdy będę całkowicie spokojny”
„Zrobię to wtedy, gdy sytuacja będzie już całkowicie nie do wytrzymania”.
„Powiem co myślę, gdy będę miał dowody nie do obalenia, że mam rację.”
„Zaprotestowałabym, gdyby chodziło o coś naprawdę ważnego”.
Łatwym do przewidzenia efektem jest nieustanne odwlekanie momentu ostatecznej decyzji. Dzięki powtarzaniu sobie zdań tego typu możemy wycofać się z asertywnych zamierzeń i nie stracić twarzy wobec siebie samych.
Pokrótce wiesz już, jaki rodzaj myślenia o sobie i w jaki sposób osłabia Twoje działanie i odbiera Ci siłę. Poświęć chwile czasu na wypisanie zdań, z Twojego wewnętrznego monologu, które należą do w/w kategorii. Następnym razem dowiesz się, co możesz zrobić, aby odzyskać wiarę i pewności siebie.